23 lipca 2013

Rozdział 09.

~*~*~ FILIP ~*~*~

Gdy Marcel wpuścił mnie do środka, od razu udał się do kuchni. Trzeba będzie wymusić jakoś od niego śniadanie. Wychylił się zza drzwi.
-Chcesz coś do żarcia?
Jak ja kocham tą jego dobroć. Chociaż… kto by mi się oparł? Po zrobieniu za pasożyta postanowiłem wrócić do siebie. Gdy się zacząłem zbierać, dostałem sms-a, który zaprzepaścił moje plany i znowu musiałem prosić Marcela maślanymi oczami o zostanie.
-Maaaaaarceeeeel~
-Jasne, możesz zostać, ale po południu wypad, bo mam spotkanie.
Zostało mi tylko triumfalnie się uśmiechnąć.

~*~*~ DANIEL ~*~*~

Ciekawe jak ojciec zareaguje na mój niecny plan.
-Heluś, kochanie, a Filipek przyjdzie?
Tak…teraz jesteśmy u dziadków, no bo… jak babcia mogła zaprzepaścić taka okazję zaproszenia nas na obiad? Po pytaniu, zamiast odpowiedzi, zadzwonił dzwonek domofonu. Oh, Filip, jasnowidz. Niestety, ojciec był najbliżej drzwi i poszedł otworzyć. Całe szczęście, że babcia pobiegła za nim.
-Oh Filipku, już myślałam, że nie przyjedziesz i nie odwiedzisz babci.
-Przestań tak do niego mówić, kobieto, przecież to mężczyzna. Teraz on będzie za nas walczyć z Niemcami!
No to teraz wiem po kim ojciec to ma.
-Ryszardzie, pokonałeś już tych Niemców wieki temu.
-Ale one się mnożą, jest ich więcej!
Babcia zrobiła typowego facepalm’a i pokręciła głową z poirytowaniem. Filip wziął dziadka na stronę, coś mu powiedział, po tym dziadek go poklepał z uznaniem.
-Moja krew.
Ojciec za to zacisnął szczękę i zaczął zgrzytać zębami.
-No to jak już zakończyliśmy ten temat to chodźmy już do stołu, bo widzę, że Hela was nie dokarmia.
Usiadłem po prawej stronie Filipa. Przez to, że jest leworęczny, prawą rękę miał wolną i musiał to wykorzystać. Aż podskoczyłem, gdy poczułem rękę na swoim udzie.
-Danielku, nie wierć się tak, bo zupę wylejesz.
Rzuciłem bratu piorunujące spojrzenie. Filip je podłapał i zniżył głos do szeptu.
-Mówiłem? A chciałeś bez przygotowania.
 Kiedy zjedliśmy już obiad (co trwało trochę długo, bo babcia ciągle dokładała nam jedzenie, mówiąc, że wyglądamy jak szkielety), babcia zaczęła wypytywać Filipa o jego życie prywatne.
-Filipku, poznałeś już jakąś fajna dziewczynę? Bo w twoim wieku chłopcy interesują się już dziewczętami.
-N-no jest taka jedna.
Że co? Zaintrygowany spojrzałem na niego, ciekawy co powie.
-A jak się nazywa? Ile ma lat? Jak wygląda? Czym zajmują się jej rodzice? A poznałeś ich?
-No więc ma na imię… Diana. Jest młodszą ode mnie i niższą brunetką z brązowymi oczyma …
Z każdym kolejnym słowem, czułem się coraz bardziej zawstydzony. Halo, ja tu jestem! Zerknąłem na ojca, by zobaczyć jego reakcję, a on robił się coraz bardziej czerwony.
-A kto nie jest niższy? Mów dalej, skarbie.
-Jest cudowna, ale jedyna zła rzecz to jej ojciec. Nie lubię go z wzajemnością.
W tym momencie twarz ojca przybrała kolor dorodnego buraka.
-Arnoldzie, coś się stało? Mam dzwonić po pogotowie?
-Niemcy! Niemcy nas zaatakowali! Dosypali nam czegoś! Wszyscy umrzemy!!!
Dziadek rzucił się na ziemię i turlając się po niej, złapał się za szyję.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

-Co ty tu robisz, pedale, nikt cię tu nie zapraszał! Nie przychodź więcej do mojej rodziny!
-…
-Na chuj się gapisz?! I co to, kurwa, było z tą laską?
-To najpierw nie mogę mieć faceta, a teraz laski?
-Tak? Ale ona jest dziwnie podobna do twojego brata, mylę się?
-Czysty przypadek. Nie odpowiada ci mój typ?
Filip patrzył się na ojca z wyzwaniem w oczach. Ta kłótnia była jeszcze ostrzejsza niż poprzednia. Na szczęście obyło się bez rękoczynów. Gdy Filip już poszedł, postanowiłem jeszcze bardziej wkurzyć ojca. W łazience jedna rzecz mi się rzuciła w oczy. Niby chciałem to zrobić w wakacje, ale… taka okazja nie mogła się zmarnować.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

-Daniel, coś ty zrobił?! Co ty, pedał jesteś, że się farbnąłeś?! I co to w ogóle za kolor?!
-L'oreal 67 Pure Scarlet bardzo intensywna czerwień.
-Kurwa, przecież wiesz, że nie o to mi chodzi!
-To po co się pytasz?
Ojciec chciał już coś powiedzieć, ale byłem szybszy.
-Wychodzę.
-Co?! Chyba nie zamierzasz tak wyjść?! Wyglądasz jak dziwka! I co ty w ogóle masz na sobie?!
-Ubranie?
-Jak śmiesz się tak do mnie odzywać?!
Czułem, że jak dłużej będę się z nim droczyć to dostanę po mordzie, więc szybko zwiałem z mieszkania.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Wychodząc z dyskoteki myślałem tylko o spodniach, które miałem na sobie. Nie żebym zawsze nosił jakieś luźne, ale te to już przesada! Jedyne co robiłem na imprezie, to poprawiałem wrzynające się w dupę spodnie! Nawet nie mogłem się porządnie napić! Tak więc, trzeźwy (tak trzeźwy, jakby nie było pamiętam jeszcze twarze tych dupków, którzy się do mnie zalecali) wracałem do domu. W pewnym momencie stanąłem z dylematem: wybrać krótsza drogę, czy może jednak dłuższą? Z jednej strony, krótsza dojdę szybciej, ale kręcą się tam dziwne typki… A chuj z menelami! Nie wytrzymam dłużej z tymi spodniami! Uliczkę oświetlały słabe światła latarni. Na początku wydawało mi się, że nikogo tu nie ma, ale po pewnym czasie ukazała mi się męska sylwetka. Nie chcąc go prowokować, wbiłem wzrok w ziemię i przyspieszyłem kroku. Oczywiście cudem by było, gdyby mnie olał, spodziewałem się, więc jakiejś zgryźliwej uwagi, no ale na pewno nie klepnięcia w tyłek!
-Ale fajna dupa!
Tylko spokojnie, jest sam, nawet jeśli będzie chciał się tłuc, przecież mam szansę. No jestem mężczyzną, czy nie? Chociaż… w tych ciuchach  byłoby trochę ciężko… Szybko go wyminąłem i jeszcze bardziej przyspieszyłem, chcąc jak najbardziej się od niego oddalić i mieć święty spokój, co niestety nie było mi dane, bo przede mną wyrosło jeszcze dwóch napakowanych gości.
-Gdzie ci się spieszy, złotko?
Złotko? ZŁOTKO?! Tego gościa pojebało? Jeśli zaraz się nie przesunie i mnie nie przepuści, daję słowo, wpierdolę mu.
-Co tu robisz o tak późnej porze, mała?
Ten gościu jest tak pijany, tak głupi, czy… ja naprawdę wyglądam jak laska? Nie, to niemożliwe… przecież jestem taki męski! Zanim zdążyłem jakkolwiek pomyśleć o ucieczce, poczułem jak jeden z nich wykręca mi ręce do tyłu. Drugi zaś zaczął swoimi jeździć po mojej klatce piersiowej w nadziei szukając czegoś wypukłego.
-Strasznie płaska nam się trafiła.
Nie zniechęciło go to jednak, już po chwili poczułem jak jego ręka zniża się niebezpiecznie ku mojemu rozporkowi. Przejechał kilka razy ręką po moim członku  niedowierzając, a kiedy uświadomił sobie, że jestem facetem, odsunął się jak oparzony.
-Ona… to nie ona!
-Kris, co ci odbiło?
-Mi odbiło? Łysy, sam zobacz!
-Co mam zobaczyć?
-To transwestyta!
Nie wytrzymałem i wybuchłem.
-Nie jestem, kurwa, żadnym jebanym trans!
Od razu pożałowałem tych słów, bo ten który wyglądał na bossa, szybko do mnie podszedł. Złapał mnie za podbródek i zaczął oceniać moja twarz.
-No cóż panowie, nie wybrzydzajmy.
Jego przydupasy popchnęły mnie na ścianę z taką delikatnością, że aż poczułem, jak pęka mi żebro. Jęknąłem z bólu, a oni zaczęli zdzierać ze mnie ubrania. Kiedy już tak stałem, jak mnie pan Bóg stworzył, tylko z butami na nogach, patrząc na to co zostało z moich jebanych spodni, znów podszedł do mnie ich szefuńcio i rozpiął rozporek pokazując swojego mega dużego kutasa. Chyba nie myśli, że wezmę go do ust, nie?
-Och, biedaczek nie wiem co ma robić? Nie martw się, zaraz ci pokażę.
W jednej chwili stałem, a w drugiej już nie. Czułem na ramionach jego ręce i członka na moim poliku. Szybko odwróciłem głowę na bok. Nie mam zamiaru poddać się tak szybko, nie będę mu ssać tej pały!
Zezłościło go to i nakierował moją głowę na to wielkie coś!
-Nie opieraj się tak, dziwko.
Wkurwiło go to tak bardzo, że zaczął go na siłę wciskać mi w usta. Gdy już się wreszcie przebił (czemu to musi być takie duże?!) postanowiłem zrobić jedną z najgłupszych rzeczy w moim krótkim, 18-letnim życiu. Zebrałem całą siłę w szczęce i…
-Ty kurwo!
Jego pięść przywitała się z moją twarzą, a w skutek upadku starłem jeszcze skórę ze skroni. Oczywiście za to ugryzienie, to było za mało. Kopnął mnie jeszcze parę razy w brzuch, a jakby tego jeszcze było mało, dostałem dodatkowo w krocze. Z bólu nie mogłem nawet palcem ruszyć, ani nawet pisnąć.
-A teraz dostaniesz to na co czekałeś, suko.
Wszedł we mnie gwałtownie. Brutal. Takiego bólu jeszcze nigdy nie czułem, nawet nie mam pojęcia do czego go porównać. Z moich ust wydobył się krzyk, od razu zagłuszony przez jakiś materiał. Wszystkie siły powoli zaczęły mnie opuszczać. Usłyszałem czyjeś kroki, które się rozchodziły echem po uliczce. Świetnie, brakuje tu tylko kolejnych psycholi. Gdy stał jakiś metr ode mnie, jakimś cudem udało mi się podnieść wzrok. Ostatnie co zdążyłem zobaczyć to blask zielonych oczu.

22 marca 2013

Rozdział 08.

~*~*~ DANIEL ~*~*~

Od kiedy Filip wyjechał, ojciec postanowił mnie „nawrócić”. Ciągle umawiał mnie z jakimiś dziewczynami, a ja, by mu się nie narażać, chodziłem na te spotkania. Było mi wszystko jedno, bo i tak nie zwracałem na nie uwagi. No… może czasem wymsknęło mi się jakieś obraźliwe zdanie na ich temat. Z Filipem nie miałem żadnego kontaktu- nie odbierał telefonów, nie odpisywał na sms-y, po prostu nic. Z drugiej strony, obiecał, ze przyjedzie 20-ego, wiec… powinienem być cierpliwy. Tak mi minął cały miesiąc. Na czekaniu i olewaniu dziewczyn. Mamy już 20. marca, 23 ileś, a on nadal nie daje żadnego znaku życia. Czyżby zapomniał? Wiem, że ma krótką pamięć, ale bez przesady! No chociaż… minął miesiąc. Ale co on może mieć na głowie?! Powiedziałem, że go kocham, więc niech weźmie za to odpowiedzialność?! Gdy spojrzałem jeszcze raz na zegarek, było już po północy! Mamy 21. marca, właśnie skończyłem 18 lat, a mój kochany mnie olewa. Jak wreszcie raczy się pojawić, to nic mu nie wygarnę. Słowem się do niego nie odezwę. Mimo złości, nie traciłem nadziei. Ciepła kołdra i zmęczenie, jednak zwyciężyły i w końcu przysnąłem.

~*~*~ FILIP ~*~*~

Dlaczego samochód musiał się zepsuć, akurat dzisiaj? Akurat jak już jechałem do niego i byłem na jakimś pustkowiu?! Przez dwie godziny nic nie przejechało, aż w końcu… zobaczyłem światła! Kurwa, jebany skurwiel się nie zatrzymał! Ja pierdolę, jaka szmata! Nie! Cofam to! Mój zbawiciel po mnie wrócił! Wycofał samochód i po mnie wrócił! Oh, Bóg mnie kocha, albo ja mam takie magiczne moce! Kiedy podniósł maskę, spojrzał się na mnie jak na głupka, dotknął jednej rzeczy i silnik od razu zapalił! W końcu zajechałem pod dom. Otworzyłem drzwi bez żadnego hałasu i zacząłem się skradać jak Wlaźlak po rogale. Uchyliłem drzwi i zobaczyłem uroczy widok. Danie spał w dziwnej pozycji- od pasa w górę leżał na łóżku, a nogi mu zwisały. Znając go, pewnie czekał, aż przyjdę i przysnął. Oh, jaki on słodki. Podszedłem do łóżka i ukucnąłem przy nim. Palcami zacząłem jeździć po jego odkrytym ramieniu. Daniel lekko się poruszył, ale się nie obudził. Jego usta tak strasznie mnie kusiły, że nie mogłem się powstrzymać.

~*~*~ DANIEL ~*~*~

Wydawało mi się, ze ktoś mnie dotyka, ale nie byłem pewny, czy to sen, czy jawa. Wiedziałem już, że nie śpię, gdy poczułem czyjeś wargi na własnych, a rozbudziłem się już całkowicie, gdy poczułem ten charakterystyczny zapach. Złapałem Filipa za kark, mocniej go do siebie przyciągając, nadal nie otwierając oczu. Poczułem, że wstaje i wchodzi na łóżko, zawisając nade mną. Skamieniałem, położyłem ręce na jego torsie i go odepchnąłem. Miał być foch? To jest foch! Obróciłem się twarzą w stronę ściany i przytuliłem się do kołdry.
-Daniel?
-Miałeś przyjechać 20-ego, ty dupku!
-No… ale jest… dopiero 3, no nie?
-Chuj, ze jest 3! Jest 21.!
-Przepraszam, wybacz mi. Ale…
-Nie chcę tego słuchać.
-Proszę, zrobię wszystko.
To nawet ciekawa propozycja. Wysunąłem rękę spod kołdry i gestem kazałem mu się przybliżyć. Gdy to zrobił, złapałem go za ramiona i przerzuciłem na plecy. Zacząłem go całować, a ręka pozbyłem się jego koszulki. Schylałem się coraz niżej, co jakiś czas mocniej zasysając się na jego skórze. Nagle się znalazłem znowu pod Filipem. Najdziwniejsze było to, że nie mogłem nic wyczytać z jego oczu. Na jego twarzy gościł jedynie przebiegły uśmiech,
-Nie tym razem, kotku.
Usiadł wygodniej na moich biodrach i zaczął się o mnie ocierać. Myślałem, że zaraz zwariuję. Jego zapach, jego głos, ba! Jego ciało, które zostało oświetlone światłem księżyca! Tak się na niego zagapiłem, że nie zwróciłem uwagi, gdy włożył mi rękę pod bokserki. Mimo najsilniejszych chęci, z moich ust wydobył się jęk, natychmiast zagłuszony przez Filipa. Gdy się ode mnie oderwał, spojrzał mi głęboko w oczy i zadał idiotyczne pytanie.
-Rodzice są w domu?
-Ta, no i…?
-Chyba nie chcemy, by nas usłyszeli?
Wyjął rękę, ale teraz przesunął nią po mojej wewnętrznej stronie ud w górę. Było mi przyjemnie, ale ta bierność trochę mnie zaczynała męczyć. Sięgnąłem do jego paska i dostałem za to po łapach. Spojrzałem na niego zdziwiony.
-Wszystko w swoim czasie, słodki.
Dlaczego on jest jedyną osobą, przy której się rumienię, no?! Nie miałem jednak czasu na takie przemyślenia. Bawił się ze mną. Palcami błądził wzdłuż linii bokserek i po plecach i nie chciał pójść dalej, jednocześnie drwiąco się uśmiechając.
-Filip…
-Tak, piękny?
-Przestań.
-Ale co?
-Nie udawaj idioty! Przestań się tak bawić!
Oho, znowu nadszedł czas, by zobaczyć szparki w akcji! Tyle, że tym razem będą nie ze złości, lecz z rozbawienia. Zmienił pozycję tak, by klęczeć przede mną i uchylił moje bokserki. Jego język był bardzo gorący, a mi się to podobało jeszcze bardziej niż ostatnio, o ile to w ogóle jest możliwe. Czułem, że miał już w tym wprawę.
-Filip?
-Hm…?
-Nie przestawaj.
Chuj. Nienawidzę go! JA go proszę, by nie przestawał, a on oczywiście musiał zrobić na odwrót! Miałem wielką ochotę po prostu go zabić. Zmieniłem jednak zdanie, gdy odpłacił mi to w inny sposób. Rozchyliłem usta, by po chwili poczuć jak Filip pogłębia pocałunek. Nie miałem już jednak dalszej ochoty na te zabawy, więc podjąłem kolejną próbę pozbycia się z niego spodni.
-Aż tak ci się spieszy?
-A żebyś wiedział.
Przejechał mi ręką wzdłuż linii pleców, a ja wygiąłem się w lekki łuk.
Chciałem go przerzucić na plecy i wejsć w niego jak najszybciej. Filip złapał mnie jednak za rece uniemożliwiając mi to.
-Wiesz... miałem dużo czasu i przemyślałem to sobie. Wybacz, ale tej nocy to ty będziesz na dole.
-Chyba se żartujesz!
-Nie.
Próbowałem się wyrwać, ale skutecznie mi to uniemożliwił. W końcu przestałem się opierać czując, że już nie wytrzymam.
-Filip. Weź mnie. Tu i teraz.
-Chwila. Włóż mi rękę do tylnej kieszeni.
Zrobiłem to o co prosił i wyciągnąłem saszetkę z lubrykantem. Chciałem zaprotestować, ale poczułem jak zaczyna wkładać palce. Poczułem lekki dyskomfort, ale dało się przyzwyczaić. Gdy mnie przygotowywał, ja stawałem się jeszcze bardziej niecierpliwy.
-Filip, no! Nie baw się ze mną, tylko zrób to.
-Pewnie. Ja zrobię to od razu, a ty rano nie będziesz mógł w ogóle chodzić, tak?
-Mówi się trudno!
Spojrzał na mnie z politowaniem i nałożył trochę lubrykantu na członka.
-A teraz rozluźnij się, bo całe to przygotowanie pójdzie na nic.
Postanowiłem pomyśleć o czymś miłym, by się rozluźnić, ale nie na długo, bo po chwili poczułem ostry ból. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach.
-Nie, czekaj! Daj mi chwilę.
-A nie mówiłem?
Nie wiedziałem, że on potrafi być taki romantyczny. Scałował moje łzy, poczekał chwilę i dopiero wtedy zaczął się we mnie poruszać. Rety, jak ja w niego wchodziłem to było świetne, ale to… czy ja poszedłem do raju? Jedyną wadą było to, że już naprawdę nie mogłem się powstrzymać od jęków, więc Filip musiał mi zatkać dłonią usta. Doszliśmy prawie w tym samym momencie. Moment, gdy poczułem jak jego sperma rozlewa się we mnie był niesamowity. Czułem wtedy, że jestem cały jego. Zmęczeni padliśmy obok siebie. Dokładniej mówiąc to Filip padł na łóżko, w moje ramiona.
-Filip?
-Hm…?
-Kocham cię.
-Ja też.
Gdy zasypiałem, czułem jak moje serce bije szybciej niż zwykle.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
 
Pierwsze co zrobiłem, gdy się obudziłem to zacząłem macać ręką miejsce koło siebie. Puste miejsce, dodam. Podniosłem się nagle łóżka, nie zważając na ból. Zachciało mi się płakać. Zostawił mnie. Znowu. Ale jednak… co by się stało, gdyby ojciec go tu zobaczył?

20 marca 2013

Rozdział 07. (część 2)


~*~*~ DANIEL ~*~*~

Czy wspominałem już, że ojciec jest homofobem? Nie? To teraz mówię.
-Jebane pedały! Pedały są wszędzie!
Siedzimy właśnie cała czwórką w salonie, a atmosfera robi się coraz cięższa. Matka głośno wciągnęła powietrze i przyłożyła rękę do ust.
-Arnoldzie!
-Czego chcesz, kobieto?!
Matka aż się zlękła, bo nigdy się tak do niej nie odzywał. Rzeczywiście musiał być wkurzony.
-Może daj im się wytłumaczyć?
-A co tu jest do tłumaczenia?! Przecież wiem co widziałem!
Spojrzałem w bok i się zdziwiłem. Moje kochanie było bardzo spokojne, oczy miało w kierunku sufitu i ogólnie sprawiało wrażenie, jakby reakcja ojca nic na nim nie robiła.
-No co?! Żaden się teraz nie odezwie?! Tak was przytkało?!
-Chyba zatkało…
-Nie będziesz mnie tu pouczał, gówniarzu jeden!
Widzicie? Widzicie?! Ja tu z dobrą chęcią, a on się wydziera na mnie.
-Daniel, przecież ty nie jesteś pedałem!!! Lubisz dziewczynki, prawda?!
-…
-Gdybyś tu nie wrócił, to nie spedaliłbyś mi syna! Wynoś się z tego domu!!!
-Jak możesz?! Przecież to nasze dziecko!
-Filip już nie jest moim dzieckiem. Wynoś się i nie wracaj.
Że co? Że jak? Czy on się go właśnie wyrzekł? I chce go wyrzucić? Poczułem jak się we mnie gotuje ze złości. Wstałem i położyłem ręce na stole tak mocno, że aż szklanki zabrzęczały.
-Ale, tato, nie możesz…!
Filip złapał mnie za rękę i pociągnął w dół do siadu.
-Zamknij się.
Powiedział to szeptem, bym tylko ja to słyszał i pierwszy raz podczas tej rozmowy naprawdę się zdenerwował. Doprawdy, na ojca się nie wścieka, a na mnie to już tak! Sam za to wstał i ruszył do wyjścia.
-No to idę.
-I dobrze.
-Arnoldzie, jak możesz?! Filip, wracaj tu! On tylko żartował!
Matka trzepnęła ojca w ramię. Wszyscy wyszliśmy do przedpokoju. Filip zaczął się ubierać, a kiedy wychodził, łzy napłynęły mi do oczu. Gdy już przechodził przez próg, odwrócił się, wysłał mi całusa i uśmiechnął się.
-Pa, kochanie.

~*~*~ FILIP ~*~*~

Chłodne powietrze sprawiło mi dużą ulgę. Daniel to idiota, po cholerę się odzywał? Lepiej, żeby ojciec wyrzucił tylko mnie, a nie nas obu. Nie chciałem, by jemu też się oberwało. Szlajałem się jeszcze tak może z godzinę. Jest 9 stopni na minusie, pada śnieg, a ja nie mam nic, nie licząc ubrań, które mam na sobie i telefonu. Ta, czas skorzystać z tego cudu techniki. Wszedłem w kontakty i zjechałem pod ,,M”. Skąd, do cholery, mam numer Mateusza? Nieważne, później się nad tym zastanowię, teraz trzeba zadzwonić do Marcela.
-Halo?
-Cześć, jesteś w domu?
-Nie, będę jakoś tak rano. A co?
-Nie, nic. Tak pytam.
-Wszystko w porządku? Masz taki dziwny głos.
-Tak, w porządku. Nieważne, pa.
-Nara.
Świetnie, mój najlepszy kumpel właśnie mnie wystawił. Tak jak i kilka następnych osób. To był moment, gdy poczułem się samotny. Podszedłem do banku, osunąłem się przy ścianie i wybrałem ostatnią deskę ratunku. Pierwszy sygnał… drugi… trzeci… czwarty… wydawało mi się już, że nie odbierze, ale…
-Tak?
-Mogę do ciebie przyjść?
-…
-Matt, proszę…
-Nie no, jasne, że możesz! Ale dlaczego…?
-Później ci wyjaśnię. Podaj mi lepiej adres.

~*~*~ MATEUSZ ~*~*~

,,Ciekawe co się stało, że chce tu przyjść?” To pytanie nie dawało mi spokoju. Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Filip przedstawiał sobą widok dość… straszny. Spierzchnięte wargi, włosy w nieładzie i jeszcze to przybite spojrzenie. Wciągnąłem go szybko do środka i nastawiłem wodę na herbatę. Gdy już postawiłem kubki, postanowiłem z nim pogadać, jak facet z facetem.
-Więc co się stało?
-A niby czemu miało się coś stać?
Może dlatego, ze zwykle za bardzo dbasz o wygląd, a teraz przedstawiasz sobą obraz nędzy i rozpaczy?
-W ogóle to… mam pewną prośbę.
-?
-Mógłbyś mnie przenocować? Tak na jedną noc?
-Jasne, że mogę. Pod warunkiem, że mi powiesz co się stało.
Filip sapnął z poirytowaniem, a ja czekałem na odpowiedź.
-Ojciec mnie wywalił z domu. Powiedział, że mam się z niego wynosić i nie wracać.
Czemu mnie nie dziwi, że akurat ojciec to zrobił? Nigdy go nie lubiłem. I z wzajemnością. Ale, gdy wrócił do domu, mając nadzieję na odpoczynek i zobaczył jak całuję i prawie rozbieram jego syna na blacie w kuchni to… No ale musiał się w końcu dowiedzieć o jego orientacji! Ale z drugiej strony, mimo całej swojej homofobii, nigdy się nie posunął do czegoś takiego.
-To co ty zrobiłeś?
-Nic! To znaczy, tylko… Zresztą to nieważne. Nic nie zrobiłem! A on oczywiście musiał zrzucić winę na mnie, bo niby na kogo innego?! ,,Nie jesteś już moim synem” , ,,Spedala mi rodzinę” i takie tam!
-Rodzinę? Czyli… Daniel też?
-…
Wystarczyły zwykłe „tak” lub „nie”, nie trzeba było odwracać głowy. Widziałem jednak, że nie chce mówić o tym, więc nie drążyłem dalej tematu.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Po kłótni pt.”Kto gdzie śpi?” Filip zgodził się spać w moim pokoju, sam za to przeniosłem się na kanapę. Pożyczyłem mu też piżamę. Widzicie jaki hojny jestem? Chciałem się już położyć , gdy przypomniało mi się, że nie wziąłem z pokoju telefonu. Poszedłem po niego starając się jak najciszej otworzyć drzwi. Zabrałem go, i gdy wychodziłem, rzuciłem okiem na Filipa. Kołdra zakrywała go tylko od pasa w dół, a koszulę miał do połowy rozpiętą. Nagle poczułem to znajome uczucie. Rety, brak seksu naprawdę źle na mnie działa, skoro się podniecam od samego widoku. Jak na zawołanie, Filip przekręcił się na plecy, jednocześnie rozpinając kolejne guziki i podwijając koszulę do góry. Jak tak dalej pójdzie to… Świetnie, jeszcze usta rozchylił. Nie mogłem oderwać od niego wzroku, a miejsca w spodniach robiło się coraz mniej. Wiedząc, że mało co potrafi go obudzić, postanowiłem zaryzykować. Włożyłem rękę pod materiał i zacząłem się dotykać.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Rano obudziłem się w dość niewygodnej pozycji. Ledwo mogłem się schylić, o karku już nie wspomnę. Żeby dać sobie trochę czasu znowu się położyłem. Bo dźwiękach dochodzących z kuchni domyśliłem się, że Filip już wstał. Gdy otworzyłem oczy, zobaczyłem ciemną sylwetkę na tle drzwi. Sylwetka podeszła bliżej i… ach, od niej mógłbym dostawać śniadania do łóżka codziennie.
-Wyglądasz jakbyś się nie wyspał. Mówiłem, że ja mogę tu spać.
Wyciągnąłem rękę w bok i zacząłem nią macać na oślep.
-Jeszcze czego. Mógłbyś…?
Podał mi butelkę z płynem i soczewki. Gdy je włożyłem, mogłem w końcu spojrzeć na niego.
-Poza tym nie musiałeś mi robić śniadania.
-Ale chciałem. Jedz.

~*~*~ FILIP ~*~*~

Mateusz przez prawie cały czas wydawał się unikać mojego wzroku. Trochę mnie to zdziwiło, ale nic nie mówiłem. Jest już południe, a ja wracam do domu. O ile mogę to nadal nazywać domem. Wiedziałem, że teraz powinien być tam tylko Daniel, więc jakoś specjalnie się nie stresowałem. Gdy już stałem przed drzwiami, nie wiedziałem, czy mam dzwonić, czy po prostu wejść. W końcu wybrałem drugą opcję. W środku było strasznie cicho i przestraszyłem się, gdy Daniel nagle wyszedł ze swojego pokoju. Gdy zobaczył, ze to naprawdę ja przed nim stoję, chciał uwiesić się na mojej szyi, a w jego oczach pojawiły się iskierki. Nie pozwoliłem mu na to i go odepchnąłem.
-Przyszedłem tylko po rzeczy.
Widać było, że to go zraniło. Minąłem go bez słowa i poszedłem do swojego pokoju. Spakowałem się i chwyciłem kluczyki od samochodu, Daniel stał tyłem do mnie, tam gdzie go zostawiłem. Zaśmiałem się w duchu, pocałowałem go w policzek i szepnąłem do ucha.
-Żartowałem. Nie martw się, przyjadę 20-ego.
Starałem się być dla niego chamskim, ale bez przesady, by się na niego nie rzucić. Gdy już siedziałem w aucie, coś kazało mi spojrzeć w górę. Daniel stał w oknie i przyglądał mi się. Nie mogłem się powstrzymać od uśmiechu, a gdy już jechałem, zza chmur wyszło słońce. (I tęcza xD)

13 marca 2013

Rozdział 07. (część 1)



~*~*~ DANIEL ~*~*~

Patrzyłem się na niego jeszcze przez jakaś chwilę, gdy wyrwał mnie głos Filipa.
-No więc czyja to wina? Zanim odpowiedziałem, spojrzałem jeszcze raz w tamtą stronę, ale blondyna już nie było. Zwróciłem znowu uwagę na Filipa.
-No oczywiście, że ojca, a niby kogo? Przecież to on mnie ciągle rozprasza.
Skwitował to westchnięciem, ale po chwili na jego twarzy zagościł uśmiech, jakby wpadł na jakiś pomysł.
-Wiesz, może i nie umiesz grać, ale… liczę na ciebie.
Czy… czy on mnie właśnie obraża? Świetnie, na dodatek muszę się robić czerwony i stać jak ten pieprzony słup soli! Wkurzony wróciłem do rodziców. Nagle, z nieznanej przyczyny, zachciało mi się uśmiechnąć.
-Daniel, co taki zadowolony? Filip cię umówił ze swoimi koleżankami?
Olałem go, nie dając się sprowokować, i chwyciłem kulę. Nie no, nie ma szans, bym trafił. Ale… przecież Filip na mnie liczy. Wziąłem zamach i… zbiłem wszystkie. Ojcu szczęka opadła, a Filip… a Filip się uśmiechnął.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Jak się okazało, to nie był jednorazowy fart. Po prostu na początku mój talent dopiero się rozbudzał. Gdy zbijałem wszystkie, czułem jak jeszcze bardziej ociekam zajebistością. Niestety, przez to, że się rozbudził tak późno nie wygraliśmy. Brakowało nam tylko paru punktów. Punktów, które straciliśmy na początku. Droga powrotna obyła się bez żadnych kłótni, czy awantur. Nawet ojciec nie rzucał już żadnych głupich tekstów, tak był zszokowany moim talentem. W ramach przegranej, która podobno była z MOJEJ winy, musiałem zanieść kule do piwnicy. Żeby nie wracać się tam i z powrotem postanowiłem wziąć obie kule naraz. Gdy już je trzymałem i zrobiłem krok, jedna z nich musiała upaść mi na nogę. Oczywiście na tą samą co wcześniej. Jebane szczęście!
-Filip, pomóż bratu, bo sam prędzej się zabije, niż je zaniesie.
 Postanowiłem, że już do końca dnia nie odezwę się do ojca. Filip oczywiście, jako przykładny i starszy brat mi pomógł. Zeszliśmy do piwnicy i odłożyliśmy kule na półkę. Chciałem już wrócić na górę, wiec szybko dopadłem drzwi, które… nie chciały się otworzyć!


~*~*~ FILIP ~*~*~

-Wychodzisz, czy nie?
-Ale one nie chcą się otworzyć!
-Jak nie chcą…
Z niedowierzaniem złapałem za klamkę i mocno pociągnąłem, a drzwi ani drgnęły.
-Cholera… zacięły się.
-Nie… naprawdę? No nie zauważyłem, wiesz?!
-Dobra, nie krzycz, uspokój się! Zaraz stąd wyjdziemy. Masz telefon?
-A swojego to nie łaska?
-Jest w kurtce.
-Idiota.
Wyciągnął telefon, którym chwilę później rzucił o ścianę.
-BEZUŻYTECZNY!!! DLACZEGO BATERIA ZAWSZE SIĘ ROZŁADOWUJE W TAKICH MOMENTACH?!
-Nie histeryzuj. Rodzice na pewno zaczną się zaraz zastanawiać, czemu nas nie ma i nas wypuszczą!
-Ta, przyjdą…. Jak nam się, kurwa, powietrze skończy!
Trzymajcie mnie. I jak tu być optymistą w takich chwilach?
-Filip, wypuść nas!
-A niby jak ja mam to zrobić?
-Wyważ je!
Ta, pewnie, geniuszu. A znasz może jakiś magiczny sposób na wyważenie drzwi zamykanych do środka? I o co on się w ogóle tak awanturuje? Przecież każdemu się zdarzy gdzieś zatrzasnąć i jakoś mu nie zabraknie powietrza. Chyba, że… z jednej strony to trochę dziwne… ale…
-Daniel?
-Czego?
-Masz klaustrofobię?
-NIE, KURWA, BO ZACZYNAM HISTERYZOWAĆ OT TAK, WIESZ?! TE ŚCIANY W OGÓLE SIĘ NIE ZMNIEJSZAJĄ, TAK SAMO ILOŚĆ POWIETRZA!!!
To będzie cud jak wyjdę stad żywy. Siedzenie w piwnicy razem z klaustrofobikiem, który nawet normalnie jest trochę… agresywny.
-Zamknij oczy, weź kilka wdechów i pomyśl o czymś miłym.
Rzucił mi wściekłe spojrzenie, ale, o dziwo, posłuchał mnie. No, przynajmniej na razie mam spokój.


~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

-Meteoryt.
-Dinozaury.
-Wyginięcie.
-Apokalipsa.
-KONIEC! TA GRA JEST GŁUPIA, A POZATYM POWIETRZE NAM SIĘ KOŃCZY!!!
Siedzimy tu już może jakieś 15 minut, a ja mam już powoli dosyć. Muszę się zapisać do jakiegoś terapeuty. Sytuacja wygląda następująco: ja siedzę na szafce, a Daniel mi klęczy między nogami. Klęczy, patrzy się (choć trafniejszym określeniem byłoby tu ,,gapi”) na mnie i jak tak dalej pójdzie to uwierzę w to, że tu umrzemy.
-Zastanawiałeś się kiedyś jak umrzesz?
Nie odpowiedziałem, wywróciłem tylko oczami.
-Zawsze myślałem, że umrę we śnie, gdy już będę stary.
Błagam, zamknij się…
-Ale nigdy mi do głowy nie przyszło, że umrę w piwnicy! Ja jeszcze 18 lat nie mam!
Jeszcze jedno słowo i przestanie być miło…
-A jak się okaże, że wybuchła jakaś zaraza? Albo cos takiego jak w ,,REC”? Wtedy już na pewno umrzemy!
Błagam… mogę mu coś zrobić? Np. uderzyć tak mocno, by stracił przytomność?
-Filip, no! Jak możesz się tym nie przejmować?!
Normalnie, a niby jak?
-A jak jakimś cudem ty przeżyjesz, a ja umrę to dopilnujesz bym miał wiśniową tru…
Kurwa. I całą samokontrolę szlag trafił. Ale co ja muszę zrobić, by się zamknął? No co?! Przeanalizujmy wszystko jeszcze raz. Ja siedzę na szafce. Daniel klęczy między moimi nogami. Klęczy, oczy ma pewnie szeroko otwarte, a ja go całuję. I po chwili, z lekkim trudem, przestaję. 
-Zamkniesz się wreszcie, czy nie? Nie umrzemy, w każdym razie nie tutaj, nie teraz!
Ja- całkowicie wkurzony. I on- wyglądający jakby miał za chwilę zemdleć. I proszę bardzo, przynajmniej będzie cisza.
-Filip, kurwa, kocham cię.
Że… że co, proszę?! Powiedział to tak słabym głosem, że gdyby było tu jeszcze parę ludzi, to pewnie, bym nie usłyszał. Ale teraz było to słychać, aż za wyraźnie.
-Możesz to… powtórzyć?
Szybki zryw i chodzenie w kółko. Obserwowałem jak chodzi w tą i z powrotem i próbuje się zebrać do odpowiedzi.
-Kocham cię… tak jak jeszcze nikogo. To trwa od grudnia, może dłużej. Wiem, że to chore, ale to jest silniejsze ode mnie.
Mam wrażenie, że sam zaraz zemdleję. Więc to znaczy, że on… nie był wtedy pijany? Ani naćpany? O Boże, a jednak cuda się zdarzają!
-Podejdź tu.
Stanął tak, że dzielił nas jakiś metr, a na dodatek uciekał ode mnie wzrokiem. Wychyliłem się i położyłem mu ręce na biodrach jednocześnie przyciągając go do siebie.
-Mógłbyś to powiedzieć jeszcze raz? I… nie uciekać tak wzrokiem?
Rety, świat się kończy- Daniel jest czerwony.
-Ja… kocham cię.
Kocham go. Już sam nie wiedziałem co robię. Po prostu podniosłem go do góry, posadziłem na kolanach i lekko cmoknąłem w usta. Pocałowałem go jeszcze raz. Mocniej. Daniel oparł mi ręce na torsie i z ochotą pogłębił pocałunek, a mi wręcz zawirowało przed oczami. Czułem się jak w raju. Zatopiłem ręce w jego długich włosach i próbowałem się nacieszyć tą chwilą, ale i tak wiedziałem, że, nieważne ile tak będziemy siedzieć, i tak będzie za mało. Nagle usłyszałem odgłos otwieranych drzwi. No pięknie, jak nie mama, to ojciec.



06 marca 2013

Rozdział 06.

Ten rozdział dedykujemy A. bo jej komentarz zachęcił nas do pracy. Kolejny pojawi się prawdopodobie jeszcze w tym tygodniu.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~


~*~*~ DANIEL ~*~*~
 
Kiedy wreszcie dostałem kubek w swoje ręce, musiałem zrobić sobie herbatkę. Poszedłem do kuchni zagotować wodę, by po chwili zalać nią torebkę. Obejrzałem kubek z każdej strony i nic nie przeciekało. Z podziwem przyglądałem się pracy Filipa. Mówiłem już, że go kocham? To nic, że go rozwalił, ważne, że naprawił go. Mój kubeczek, oh! Nie wiem czemu, ale teraz podoba mi się bardziej niż wcześniej. Już miałem upić łyk, gdy drzwi wejściowe otworzyły się z trzaskiem
-Siema, skurwiele!
Ja mu dam skurwiele, przez niego prawie znowu rozwaliłem mój skarb! Wychyliłem głowę zza framugi, by sprawdzić co się dzieje. Gdybym nie trzymał w dłoni kubka to pewnie tarzałbym się na ziemi ze śmiechu. Jak widać, rodzice świetnie się bawili. A przynajmniej ojciec, bo matka na zbytnio zadowoloną nie wyglądała. Po jej minie widać było, że nie tylko przy nas walił takie teksty. Nie chcąc jej pomóc w ogarnianiu ojca poszedłem do pokoju Filipa, by nie przechodzić koło nich.

~*~*~ FILIP ~*~*~
 
Słysząc hałasy dochodzące z przedpokoju chciałem zobaczyć o co chodzi. Miałem już rękę na klamce, gdy drzwi same się otworzyły uderzając mnie w twarz. Cofnąłem się, łapiąc za nos.
-Oj, sorry!
-Ja ci dam ,,sorry”
Spiorunowałem Daniela wzrokiem.
-No co? Przecież przeprosiłem,
-Myślisz, że masz jakieś magiczne zdolności, że po zwykłym ,,sorry” mój nos przestanie boleć?
-A nie?
On i jego irytujący uśmieszek. Gdyby mnie teraz nie zdenerwował, to stwierdziłbym, że wygląda nawet uroczo.
-No właśnie nie. A tak w ogóle to co tu robisz? I co się w ogóle stało?
-No, matka i ojciec, kompletnie zalany, wrócili do domu.
-A co to ma wspólnego z twoją obecnością?
Teatralnie przewrócił oczami, to szczyt wszystkiego!
-Jakoś nie mam ochoty pomóc matce w ogarnianiu ojca.
Zbliżył się na niebezpieczną odległość i położył rękę na mojej.
-Bardzo cię boli? Może pocałuję?
Strąciłem jego rękę i usiadłem przy laptopie.
-Jak chcesz.
Oczyma wyobraźni już widziałem ten jego szeroki uśmiech.
-Wiedziałem, że się zgodzisz.
Kątem oka widziałem jak stawia kubek na blacie i obrócił mnie na krześle. Nie zdążyłem jakkolwiek na to zareagować, bo w mgnieniu oka pocałował mnie w nos i tak szybko ja kto zrobił odsunął się, biorąc kubek i siadając na moim łóżku. Spojrzałem tylko na niego i westchnąłem. Nie miałem zamiaru się z nim wykłócać.
-Widzę, że kubek dobrze się sprawuje.
Postanowiłem wrócić do przerwanej wcześniej czynności.
-Lepiej niż dobrze.
-…
-…
Po jakichś 10 minutach nie mogłem wytrzymać tej krępującej ciszy. W jego towarzystwie zawsze byłem jakoś dziwnie spięty. Czułem jego spojrzenie na moich plecach. Postanowiłem mu zaproponować jakiś film, by rozładować napięcie.
-Chcesz coś obejrzeć?
-Jasne.
-Na co miałbyś ochotę?
-E… ty coś wybierz.
-Hm… to może obejrzymy to co wysłał mi Marcel?
-A co ci wysłał?
-,,Ludzka stonoga 2”
-O czym to?
-Nie wiem, nie oglądałem 1.
-Eh, i chcesz oglądać 2 nie wiedząc co jest w 1?
-A czemu nie?
-No dobra…

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
 
Kto wymyślił, żebyśmy leżeli na jednym łóżku, dość blisko siebie i oglądali ten głupi film?! No kto?! No oczywiście ja! A w tym filmie co muszą robić?! No oczywiście muszą sobie robić loda!
-Filip, patrz, ten psychol ich podgląda! Pewnie też ma ochotę! Nie dziwię się, jest obrzydliwy.
Takie komentarze padały średnio co 30 sekund, a ja starałem się je ignorować.
-Filip, patrz, idzie do nich! Wziął pistolet! Pewnie jest zły, że nie dali mu się przyłączyć! Filip…?
Starałem się skupić na filmie, ale z każdym komentarzem to było coraz trudniejsze.

~*~*~ DANIEL ~*~*~
 
By zwrócić jego uwagę, podniosłem się do siadu. Dopiero po jakichś 5 minutach mnie zauważył. Obrócił ku mnie głowę i spojrzał się pytająco.
-Co cię tak wciągnęło? Podoba ci się? Nie wiem jak ty, ale mnie jakiś stary dziad i brzydka dziwka robiąca loda nie podnieca.
Spojrzał się tylko na mnie z politowaniem.
-Oh, pan BiorącyWszystkoNaPoważnie się znalazł.
Nasze twarze dzieliło jakieś 7cm. Nabrałem wielkiej ochoty, by go pocałować. Zacząłem się powoli przysuwać, a kiedy dzieliły nas tylko milimetry rozległo się wołanie mamy.
-Obiad!
Odruchowo odsunęliśmy się od siebie. Kurwa, było już tak blisko, a ona musiała nam przerwać! Ciekawe kiedy jeszcze nadarzy się TAKA okazja?! Wstaliśmy i udaliśmy się do salonu. Rodzice już tam siedzieli. Ojciec wytrzeźwiał, więc jedliśmy w miłej atmosferze.
-Jako, że mnie długo nie było proponuję, byśmy wszyscy razem poszli na kręgle!
-Ale my nie umiemy grać!
-To się nauczycie, proste?
-Ale…
-Bez dyskusji.
Po zjedzeniu obiadu i posprzątaniu, ojciec kazał nam usiąść na sofie i zaczął tłumaczyć zasady.

~*~*~ FILIP ~*~*~
 
Daniel jęczał przez całą drogę.
-Co tak stękasz, jakbyś se walił przy zdjęciu jakiejś cycatej panienki?
-Nie stękam. No ale… Fiiiiliiiiip, powiedz coś.
Mocno przeciągając samogłoski, przybliżył się do mnie i wpatrywał maślanymi oczami.
-No ale co?
-Dupek. Maaaamooooo, zrób coś! Ja już chcę do domu!
Mama też go olała, a ja, chcąc mu zrobić na złość, pochyliłem się nad jego uchem.
-Hm… zachowujesz się jak uke.
-Jak co?
Uśmiechnąłem się.
-Nie ważne.
Spojrzał się na mnie spode łba, skrzyżował ręce na piersi, wysunął dolną wargę i przez resztę drogi już się nie odezwał.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
 
Ojciec ustalił, że ja z Danielem gramy przeciwko nim. Po prostu super… Dwoje maniaków kręgli vs. dwoje amatorów. Jeszcze ojciec, żeby zmniejszyć nasze szanse cały czas rozpraszał Daniela.
-…patrz, Filip, jaka laska!
Daniel spiął się i wypuścił kulę, która spadła mu na nogę i sturlała w stronę rynny. Ojciec oczywiście musiał mu pocisnąć.
-Oh, za ciężka? Może chcesz te lżejsze dla dzieci?
-Nie liczy się!
-Liczy, nie moja wina, że nie umiesz rzucać.
Eh, teraz moja kolej. Zamachnąłem się i straciłem wszystkie za pierwszym razem. Jestem zajebisty.
-To nie fair! Jak ty to robisz?
-Trzeba mieć talent, braciszku. Nie każdy się z nim rodzi.
-Talent? Raczej szczęście. Głupi ma zawsze szczęście.
-I mówi to osoba, która nawet nie potrafi porządnie złapać kuli.
Daniel nie wiedział co na to odpowiedzieć, wiec tylko prychnął i odwrócił się obrażony.

~*~*~ DANIEL ~*~*~
 
Nie potrafię porządnie złapać kuli? JA nie potrafię porządnie złapać kuli?! A niby jak mam ją złapać?! No przecież ją trzymam! Spojrzałem na wyniki nasze i rodziców, i wtedy uświadomiłem sobie jak bardzo jesteśmy w tyle. Żeby nie dopuścić do przegranej, złapałem Filipa za rękę i pociągnąłem w miejsce jak najbardziej oddalone od rodziców, by się naradzić.
-Widziałeś nasze wyniki?! Jesteśmy daleko w tyle! Jeśli przegramy, to ojciec nie da mi spokoju do końca swojego pobytu!
Filip spojrzał się na mnie jak na głupka.
-A myślisz, że przez kogo przegrywamy?
Chciałem mu rzucić jakąś ripostę. Już otwierałem usta, gdy spostrzegłem tego blondyna z rana. Długo się zastanawiałem, czy to na pewno on, bo teraz wyglądał zupełnie niewinnie. Blond włosy i zielone oczy przywodziły na myśl aniołka. Nie mam pojęcia jak coś tak uroczego i wyglądającego jak baba może zamienić się w taką bestię jaką był rano. Wtedy jego oczy mówiły ,,zabić, zniszczyć, pozbyć się”, a teraz wydawał się być smutny. Nagle nasze spojrzenia się spotkały. Blondyn zmarszczył brwi i zaczął mi się przyglądać. Kiedy sobie przypomniał, gdzie mnie widział, stwierdziłem, że, gdyby to było możliwe, to teraz z jego oczu strzelałyby iskry.
 

18 lutego 2013

Rozdział 05.


~*~*~ DANIEL ~*~*~
 
Oglądałem telewizję, gdy usłyszałem dzwonek do drzwi. Było po 2 w nocy. Otworzyłem drzwi i zdziwiłem się, że razem z Filipem jest tu jego były. Ok., spokojnie, po prostu go odprowadził. Byłbym spokojny, gdyby go nie pocałował! Nie mogłem tego znieść, więc złapałem go za rękę i mocno pociągnąłem za sobą do środka. Zdenerwowany trzasnąłem drzwiami. Zaprowadziłem Filipa do salonu i posadziłem na kanapie. Poszedłem do kuchni po szklankę wody dla niego. Nalewając ją spojrzałem za siebie. Filip siedział podparty na jednej ręce. Z lekko rozpięta koszulą. I wpatrywał się we mnie. Muszę przyznać, że MÓJ krawat lepiej wygląda na nim, niż na mnie. I, że mam wielką ochotę zrzucić z niego tą koszulę. Nie! Muszę się ogarnąć. Wróciłem do niego  i stojąc nad nim podałem mu szklankę. Zdziwił się, a potem groźnie spojrzał. Ach, te jego wahania nastrojów, jak u kobiety w ciąży.
-Myślisz, że jak dasz mi wodę to wszystko będzie w porządku?
Odtrącił szklankę z wodą, jednocześnie wylewając jej zawartość na siebie. Pustą szklankę odstawiłem na stolik.
-Ale o co ci chodzi?
-O co MI chodzi?!
Chyba się zdenerwował, bo stanął. Rety, jego wzrok jest straszny! Bierze zamach, jakby chciał mnie uderzyć, ale traci równowagę, upada na mnie i przygniata swoim seksownym ciałem do podłogi.
-Skoro ty się umawiasz z jakąś laską, to ja chyba też mam prawo z kimś się spotykać.
Zdziwiłem się i jeszcze przez chwilę tak leżałem, aż w końcu przewróciłem go na plecy.
-Spotykać? O co ci chodzi? I z jaką laską?
-Przecież wiem, że z jakąś się spotykasz.
-Z nikim się nie spotykam. A poza tym to skąd możesz o tym wiedzieć?
-A co cię to obchodzi?
Uciekł wzrokiem i przekręcił głowę na bok. Przysunąłem się bliżej niego, łapiąc ręką za jego podbródek, by się na mnie spojrzał. Kolanem przypadkiem trąciłem jego krocze.
-Ach!
…Czyżby mój widok tak na niego działał? Zaśmiałem się cicho pod nosem, zbliżyłem głowę do jego ucha i szepnąłem uwodzącym głosem.
-Podoba ci się?
Przesunąłem kolanem jeszcze raz po jego kroczu, a on zagryzł wargę.
-Chciałbyś…
-Ach tak?
Palcem wskazującym przejechałem po jego torsie i polizałem jego ucho. Z jego ust wydobył się cichy jęk. Widząc, że mu się to podoba, kontynuowałem. Nagle chwycił moją twarz w obie ręce i przyciągnął do pocałunku. Jego usta były lekko spuchnięte i choć wiedziałem, że przed chwilą całował Mateusza, nie przeszkadzało mi to. Zacząłem przejeżdżać językiem po jego ustach dając mu do zrozumienia, że chcę pogłębić pocałunek. Z ochotą go przyjął i po chwili sam z chęcią zaczął oddawać pieszczotę. Ręką próbowałem rozpiąć jego rozporek. Ale co? Oczywiście musiał się zaciąć! Poczułem dłoń Filipa, który chyba chciał mi pomóc i… rozpiął go bez trudu. Kurwa, jakiś magik!
-Jak…?
Zbył mnie uśmiechem i zaczął znowu całować. Włożyłem mu rękę pod bokserki . Spodobało mu się i zaczął poruszać biodrami. Filip oderwał się od pocałunku i spojrzał na mnie z żarem w oczach. Złapał mnie mocno za krocze chytrze się uśmiechając. A więc tak chce się bawić? Pewnie dziś ma ochotę na ostro. Nim odpłaciłem się tym samym, on przerzucił mnie na plecy. Spojrzał na mnie i perwersyjnie przejechał językiem po swoich wargach. Dreszcz przeszedł po moim ciele, a policzki zaczęły piec. Czy… ja się czerwienię?! Przecież to niemożliwe, przecież ja nigdy… Filip pochylił się nade mną i zamruczał. Zaczął się powoli zniżać aż do mojego…
-Ach!
Jęknąłem, gdy poczułem jego oddech na moim pytonie. Na początku przejechał po nim językiem , ale już po chwili trzymał go całego w ustach.  Doprowadzał  moją pałę do rozkoszy, ja mogłem tylko jęczeć. Czułem, że nie ma ochoty na zabawę i woli przejść już do czynów. Jego język sprawiał mi coraz większą przyjemność, a ja byłem już prawie u spełnienia. Czułem, że już dłużej nie wytrzymam, próbowałem odciągnąć jego głowę, ale on chyba na to nie miał ochoty. Nie wytrzymałem i doszedłem. O-on to połknął! I jeszcze się oblizał. O boże, on oszalał, jest pijany i oszalał! Przecież go nie przelecę, to podchodzi pod wykorzystywanie, nawet jeżeli jest chętny! No bo, jeżeli to zrobię, on… Nie dane mi było skończyć tej myśli, ponieważ poczułem jego wargi na własnych. Nie chciałem mu się poddać, ale gdy nie rozchylałem ust, on zaczął jeździć po nich swoim gorącym językiem. Eh, trudno. Co najwyżej jutro będę tego żałować. Złapałem go za ramiona i przerzuciłem na plecy. Filip znowu się uśmiechnął. Koniec. Teraz nawet gdyby zmienił zdanie, nie pozwolę mu na to. Zerżnę go tu i teraz!  Już zsuwałem z niego spodnie, gdy mnie olśniło… Gumka! Przecież jeśli nie chcę, by wiedział co tu dzisiaj zaszło, to muszę zostawić jak najmniej śladów i dowodów. Schyliłem się i ucałowałem go w policzek, a już po chwili biegłem do swojego pokoju. Tylko… gdzie ja mam te gumki? Ach, no tak! Sięgnąłem ręką pod łóżko i wyjąłem moje „sekretne pudełeczko”, otworzyłem je i wyjąłem ostatnią gumkę. Kiedy wróciłem do pokoju, moje kochanie leżało i wyglądało na zdezorientowane.
-Wróciłem!
Odwrócił się i wyciągnął ręce w moją stronę. Podszedłem i uklęknąłem przed nim.
-Gdzie byłeś?
To pytanie zadał bardzo smutnym głosem i od razu pożałowałem, że go tu tak zostawiłem. Nie byłem w stanie wyksztusić z siebie żadnego słowa, więc pomachałem mu prezerwatywą przed nosem. A on jak na zawołanie uśmiechnął się i sugestywnie poruszył biodrami. Chcąc mu dać to, co już od dawna każdy z nas chciał, włożyłem na swojego pytona tą lateksową żmiję i uniosłem jego biodra, od razu w niego wchodząc. Chciał ostro, to będzie miał. Odczekałem chwilkę, by go nie uszkodzić i przy tym się nie zdradzić. Ale nie minęła nawet minuta, a Filip ze zniecierpliwieniem zaczął się wiercić i nadziewać na mnie. Nie trzeba mnie było dalej zachęcać, zacząłem się w nim poruszać, najpierw wolno, potem przyspieszając. Filip doszedł z głośnym jękiem, wyginając plecy w idealny łuk. Po chwili mocno mnie obejmował wyszeptując dwa magiczne słowa.
-Kocham cię...
To było już ponad moje siły i sam doszedłem. Pewnie gdyby był trzeźwy to ucieszyłbym się z tego, ale niestety jest pijany. Dźwignąłem się z niego i poszedłem do kuchni po papierowe ręczniki. Kiedy zajrzałem do salonu, już spał. Pochyliłem się nad nim i wytarłem jego nasienie. Po założeniu mu bokserek, zaniosłem go do jego pokoju. Przykryłem go kołdrą i  złożyłem pocałunek na jego czole.
 
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
 
Wracałem z warzywniaka z torbą pełną ogórków. Przez całą drogę ludzie się dziwnie na mnie gapili, a jak już byłem na klatce schodowej i wchodziłem po tych durnych schodach oczywiście musiałem się potknąć! Żeby tego było mało, kiedy stałem już przed drzwiami nie wcelowałem w dziurkę od klucza. Po nieudanej próbie spróbowałem jeszcze raz, ale klucz mi upadł! Wkurzony na cały świat schyliłem się i go podniosłem. Coś czułem, że to nie będzie mój najlepszy dzień. Po kilku następnych próbach, kiedy wreszcie udało mi się otworzyć te drzwi usłyszałem jęki z pokoju Filipa. Czyżby powtórka z pierwszego dnia? Odłożyłem torbę ogórasów i cichutko jak ninja poszedłem sprawdzić co się dzieje. Uchyliłem drzwi… i przeżyłem szok! I to taki nieprzyjemny szok! Nie, Filip nie oglądał pornosów, tylko… tylko… leżał na swoim łóżku z tym draniem! Tak, nie przywidziało mi się. Wyraźnie widziałem Mateusza leżącego na nim i całującego jego szyję, a jego ręka… kurwa. Ten dupek trzymał ją na jego kroczu! Grr, jak jej zaraz nie zabierze to tak mu przywalę, że zobaczy. Oh, chyba za bardzo się zdenerwowałem, bo popchnąłem drzwi i tym samym zwróciłem na siebie ich uwagę. Filip tylko się zarumienił, a Mateusz dziwnie uśmiechnął.
-Widzę, że ktoś tu ma ochotę się do nas przyłączyć.
-He?
Ruchem głowy wskazał na mnie, a konkretnie na miejsce, gdzie powinny być spodnie. Tak, powinny, bo niestety ich tam nie ma. To teraz wiem, czemu ludzie się dziwnie na mnie gapili. Zagadka rozwiązana. Spojrzałem niepewnie na Filipa, ale on tylko wyczołgał się spod Mateusza, wstał, podbiegł do mnie i złapał za rękę, ciągnąc w stronę łóżka.

Obudziłem się cały zalany potem. Eh, na szczęście to tylko sen. Sen?! Nie sen, tylko koszmar! Dla rozluźnienia się włączyłem radio.
- Dzisiaj w naszym radiu gościmy pana Józefa z Radomia, specjalistę od snów. Panie Józefie, czym tak naprawdę  są sny?
-Cóż, ostatnie badania wykazały, że sny są odzwierciedleniem naszych marzeń…
Podirytowany wyłączyłem radio. Odzwierciedleniem marzeń, phi, dobre sobie.
 
~*~*~ FILIP ~*~*~
 
Otworzyłem oczy z zamiarem wstania, ale od razu je zamknąłem napotykając rażące światło. Ponowiłem próbę, ale tym razem też podniosłem się do siadu. Od razu tego pożałowałem, gdyż doznałem bólu w tylnych częściach ciała. Czy… czy to możliwe, że wczoraj ja z Mateuszem… Nie, to niedorzeczne. Poszedłem do kuchni po wodę, a tam spotkałem Daniela. Daniela robiącego kawę.
-Hm… O, Filip. Chcesz kawę?
-Starczy woda. Ciepłe mleko też może być.
Z rozbawieniem pokręcił głową, ale zrobił to o co prosiłem, a ja dziwiłem mu się jak można nie lubić mleka? Przecież mleko jest taaakie dobre! Wyciągnął rękę z kubkiem w moją stronę, a ja upiłem łyk.
-Wiesz może czemu bolą mnie plecy?
O dziwo, zamiast mi odpowiedzieć, zakrztusił się kawą.
-A, no… spadłeś ze schodów.
-Czy to, że spadłem ze schodów jest takie śmieszne?
-Nie, wcale.
-No, ja myślę.
Naszą wymianę zdań przerwał dzwonek do drzwi, wiec poszedłem je otworzyć. Stała tam osoba, której najmniej się spodziewałem.
-Bartek…  czego tu szukasz?
-Nie udawaj głupszego, niż jesteś. Wiem, że on tu jest.
-On? Chodzi ci o Mateusza?
-A o kogo innego może mi chodzić?!
-Czemu twierdzisz, że on tu jest?
-Widziałem was wczoraj. Razem.
-Ale go tu nie ma.
-Wiem, że tu jest! Wpuść mnie, albo…
-Albo?
Czy on chce mnie uderzyć? Wziął zamach. Zamknąłem oczy i czekałem na cios, gdy… Żadnego ciosu nie było. Otworzyłem oczy i ujrzałem Daniela, który trzymał zaciśniętą pięść Bartka.
-Masz jakiś problem, koleś?
-Nie, nie mam.
Wyrwał rękę z uścisku Daniela i sobie poszedł.
-Kto…?
-Nikt.
Urwałem mu i zmyłem się do pokoju. Gdy zamknąłem drzwi, mój wzrok powędrował na biurko, gdzie leżały szczątki jego kubka. By mu podziękować, postanowiłem mu go skleić.
 
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
 
-Daniel!
-He?
-Mam coś dla ciebie.
-Idę!
Nie minęła sekunda, gdy wpadł do mojego pokoju.
-Co masz dla mnie?
Jak dziecko. Wyciągam kubek zza pleców, a on podbiega do mnie, wyrywa kubek i MOCNO się przytula.
-Kocham cię!
Mówi to i z wielkim bananem na twarzy wybiega z pokoju, a mnie pozostało się tylko uśmiechnąć.

31 stycznia 2013

Rozdział 04.

~*~*~ FILIP ~*~*~
 
Nie mając już nic do gadania wziąłem przykład z Daniela. Rzuciłem się na łóżko, aż sprężyny zatrzeszczały. Jak tak dalej pójdzie to je rozwalę. Może powinienem schudnąć? Nie, przecież 86kg na 1.89m wzrostu to… no dobra, od jutra się odchudzam.  Chętnie bym wziął gitarę i zaczął grać, ale jest za daleko. O wiele za daleko. No nic, przynajmniej sobie posłucham gry Daniela. A może też powinienem zacząć grać na perkusji? Wtedy też będę taki silny jak on! Nie, trzeba mieć duże poczucie rytmu, to nie dla mnie. Czasem mu tego zazdroszczę, tej beztroski. Niech się dzieje co chce, jego to i tak nie obchodzi. Ale jak mam się tak zachować skoro wszystko tak nagle się na mnie zwala? Jego dość dziwne zachowanie, potem ta laska i… że to niby moja wina, że coś mu odbiło. Jasne, wszystko do razu na mnie, tak jest najprościej! Dobra, koniec z myśleniem o tym! Czym by się tu zająć…. Ach, nie ma to jak kłaść laptopa pod poduszką. Przynajmniej nie muszę wstawać. Więc co się dzieje na świecie? W ogóle to miałem napisać do…
*Marcel przesyła wiadomość*
O wilku mowa. On i jego wyczucie czasu.
M: Masz na jutro jakieś plany? Oczywiście, że nie, bo jutro robię imprezę!
F: A muszę iść?
M: Bez dyskusji! Masz pojęcie kiedy ostatnio się widzieliśmy?! Nawet nie chcę słyszeć o odmowie!
F: Wiesz… jakoś nie mam nastroju.
M: No to akurat ci się poprawi! TEORETYCZNIE mają przyjść tylko znajomi z liceum, ale wiesz jak to się skończy. Pewnie się okaże, ze połowy ludzi nie będę znać. Widzę cię jutro u mnie o 22. A spróbuj nie przyjść!
*Marcel się wylogowuje*
Może i ma rację? Odrobina rozrywki chyba mi nie zaszkodzi. Biorąc pod uwagę dzisiejsze wydarzenia to… tak, to dobry pomysł. Tylko jest problem… w co mam się do cholery ubrać?
 
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
 
Najpierw słońce, potem deszcz. Tzn. najpierw deszcz, potem śnieg. Jest go… za dużo. Jest za jasno! Zasuwam zasłony, a w moim pokoju robi się… ciemno. No ale skoro mam ciemne ściany plus czarny sufit to czego mam się spodziewać? Przykrywam się znowu kołdrą, by po chwili ją zrzucić. Racja, dziś jest przecież weekend!  A weekend oznacza, że tata przyjechał. Cóż, tak to jest, gdy się pracuje w biznesie i przyjeżdża do domu tylko na weekend. Ciekawe czy już wie?
-No i jest mój syn pierworodny!
-Cześć, tato…
Więc chyba nie wie. Jeszcze. Nie jestem z natury leniwy, ale skoro te tosty leżą tak bez właściciela to.. no przecież nie mogą się zmarnować! Tylko gdzie… a, i wszystko jasne. Daniel właśnie wraca z kuchni z kolejnymi tostami, w tym jeden w zębach. To niesprawiedliwe! On je za troje, a wygląda jak modelka! Nie zaszkodzi mu jak się podzieli. Schyliłem się i ugryzłem mu pół tosta. Chyba każę mu robić śniadania do łóżka.
-Smaczny
Czy on się musi tak na mnie patrzeć? No chyba nie jest zły? Przecież to TYLKO pół tosta! Położył je na talerzu i narzekanie się zaczęło…
-Nie mogłeś sobie zrobić własnych?
-I tak na pewno nie zjesz wszystkich. Spełnisz dobry uczynek… i masz w żołądku jakąś czarną dziurę, czy co? Normalny człowiek tyle nie je.
-Ta, bo ty w moim wieku jadłeś mniej?
Puściłem tą uwagę mimo uszu i wziąłem jeszcze jednego tosta. 14cm różnicy czasem ma swoje zalety!
-Oddawaj!
-Jeden ci nie zrobi różnicy!
-Tato!
-Daniel, naprawdę nic ci się nie stanie jak się podzielisz.
Ha, punkt dla mnie! Porwałem jeszcze dwa i szybko się ulotniłem.
 
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
 
Jak ja go kiedyś… Tosty może i mają swoją cenę, ale żebym od razu musiał obiad gotować? Przecież wiadomo, że go spalę!
-Cebuli się nie myje.
Przysięgam, gdyby wzrok mógł zabijać, to on już dawno, by leżał martwy. Bo cebuli się nie myje!
-Zamiast narzekać, pomógłbyś mi.
-Zamiast zjadać mi tosty, mógłbyś sobie zrobić własne.
Błagam, niech ktoś go stad zabierze. Albo przynajmniej te noże, które tak zachęcająco wyglądają, by rzucić nimi w kogoś. Wziąłem młotek i tłukłem schabowe, tak jak jego bym zatłukł. Chyba zrozumiał aluzje, bo się wycofał, ale…
-Tylko przerzuć przy smażeniu!
Nosz… przez tą cholerę moje palce ucierpiały. Żądam odszkodowania!
 
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
 
No dobra, może i spaliłem kotlety. I przesoliłem ziemniaki. O surówce lepiej nie wspomnę. Ale nie musiał być aż taki chamski!
-Zawsze wiedziałem, że jesteś kulinarnym beztalenciem ale teraz przesadziłeś.
-Udam, że tego nie słyszałem. I wychodzę dziś wieczorem.
Czemu muszą się patrzeć na mnie w taki sposób? To wygląda tak jakbym nie miał życia towarzyskiego.
-Idziesz na jakąś imprezę?
-Nie, idę do warzywniaka po ogórki.
Daniel, błagam, nie patrz się tak na mnie.
-Może to nawet i lepiej. Ja i ojciec też dziś wychodzimy.
A to nowość.
-Dlaczego lepiej?
-Nieważne.
Oho, mama kieruje do mnie ostrzegawcze spojrzenie. Bo to oczywiście MOJA wina!
-A dokąd?
Rety, czy to nie jest oczywiste?
-A wszystko chciałbyś wiedzieć?
-A kiedy wrócicie?
-Jutro.
-Czyli… zostaję sam na całą noc?
-Dokładnie.
-Pff… czemu wszyscy gdzieś wychodzą tylko ja nie?
Twój problem, braciszku.
 
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
 
Reszta dnia minęła (w miarę) spokojnie. Aż w końcu nadszedł wieczór, a ja… nadal nie wiem w co się ubrać! Wywaliłem całą szafę i… nic! A to kobiety zwykle mają problem co włożyć. Hm… chyba muszę to zrobić inaczej. Zamykam oczy i losuję, losuję, losuję i wylosowuję… czarne, skórzane spodnie! Ok., to co by tu do nich włożyć? Wzrok sam mi pada na biała koszulę. Najzwyklejszą, białą koszulę. Dodać do tego czarne trampki… świetnie! Pomińmy fakt, że jest zima. Jeszcze paznokcie na czarno i obrysować oczy i będzie ze mnie istny demon seksu. Tylko jeszcze czegoś mi tu brakuje. Hm… wiem! Idę do pokoju Daniela i nie zważając na jego dziwne spojrzenie zaczynam wyciągać wszystko z jego szafy, by znaleźć pewien mały dodatek. Czarny krawat! Cudnie! Wracam do siebie, a ciuchy niech sam sobie powkłada. Idę do łazienki się ogarnąć, a w międzyczasie rodzice szykują się do wyjścia. No i zostaliśmy sami. Wyszedłem z niej po 15 minutach. A przynajmniej tak mi się wydawało, bo według zegarka siedziałem tam… PONAD GODZINĘ?!  No to chyba jakiś żart. Przecież to niemożliwe, żebym siedział tam tak długo! Chociaż w sumie… nieważne! Przestało padać, więc mam nadzieję, że trampki mi nie przemokną. Mogę już wychodzić, tylko znajdę klucze. Ja ich nie zgubiłem, one tylko bawią się w chowanego.
-Nie musisz brać kluczy!
No ten tak samo! Czyta mi w myślach, czy co?
-Jasne, a potem nie będę mógł wejść do środka?
Naprawdę, jak dzieciak zaśnie to za cholerę go nie można obudzić.
-Tym się nie martw, coś myślę, że będę mieć nieprzespaną noc.
Spoglądam na niego pytająco, bo rzadko się zdarza, by nie mógł zasnąć. No, przynajmniej teraz. Bo jeszcze z jakieś 2 lata temu prawie co noc do mnie przychodził.
-Za dużo kawy.
A, i wszystko jasne.
-Geniusz.
 
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
 
Wreszcie na miejscu. Ludzi jest dość… sporo. To lepiej, więcej osób padnie na mój widok! Teraz tylko pytanie gdzie jest organizator?  Ach, tam jest! Kieruję się w jego stronę. Stoi odwrócony plecami, więc go pukam w ramię.
-Jestem, zadowolony?
-Wątpisz? Pozatym wiedziałem, ze przyjdziesz. No bo odmówiłbyś mi?
Zostawiam to bez komentarza i odchodzę. Czas się napić! W końcu co to za impreza bez alkoholu? Wziąłem piwo i zacząłem się przyglądać ludziom. Większości i tak nie znałem. Spojrzałem na lewo i… to był błąd. Jak za dotknięciem różdżki wspomnienia zaczęły powracać.

-Wyglądasz jakbyś się zgubił.
-…
-Jaką masz teraz lekcję?
-Fizykę. 205B.
-Chodź. Tak w ogóle to jestem Mateusz.
-Filip.

To chyba jakiś chory żart. Tyle się nie widzieliśmy i teraz tak nagle…? Potwierdzam moje poprzednie słowa. Wszyscy się na mnie uwzięli. Nie wiem co robię. Po prostu idę w jego stronę. A on mnie zauważa.

-Muszę przyznać, że… idzie ci coraz lepiej.
-A dostanę za to jakąś nagrodę?
-Nagrodę?
-Chyba zasłużyłem.
-W sumie… a co byś chciał dostać?
-Nie wiem, ty coś wymyśl.

Miałem wtedy wrażenie jakby jego oczy przewiercały mi duszę. Zupełnie jak teraz.
-Filip?
Już sam nie wiem co robię. Po prostu siadam obok niego. I wdycham ten znajomy zapach.
 
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
 
-I nie uwierzysz, ale… co? Mateusz? Czemu się tak na mnie patrzysz?
No dobra, może i jestem po paru piwach. No dobra, ledwo stoję na nogach, ale… dlatego odczuwam to wrażenie? Że zrobi to co 5 lat temu?

-Więc co z tą nagrodą?
-Będzie. Ale muszę ci coś powiedzieć. Coś ważnego, więc mi nie przerywaj, dobrze?
-No…. Dobrze.
-Zacząłem patrzeć na ciebie inaczej już wtedy, gdy cię spotkałem. Działasz na mnie tak jak nie powinieneś, a ja… nie potrafię już nic zrobić. Może i mnie znienawidzisz… może odepchniesz, krzykniesz, że już nie chcesz mnie więcej widzieć i wybiegniesz. Ale to mnie nie obchodzi, bo i tak to zrobię. Wybacz, mały ale podobasz mi się.

Jedno pociągnięcie. Tylko jedno pociągnięcie za krawat i nasze usta się znowu spotkały. Jezu, co ja wyprawiam? Może bym go odepchnął, gdybym był trzeźwy… albo i nie. Czuję się jakby serce zaraz mi miało wyskoczyć z piersi. Muzyka ucichła, a ludzie nic nie znaczą. Jakby nic się wtedy nie wydarzyło.
-Chodź.
Wystarczy tylko jedno słowo. Jedno słowo i jego ręce prowadzą mnie do sypialni. Kładzie mnie delikatnie na łóżku i całuje. Tak jakby to był nasz pierwszy raz. Tak jak wtedy, gdy był to nasz pierwszy raz.

-Kocham cię. Kocham to jak się śmiejesz. Kocham sposób w jaki się na mnie gniewasz. Kocham jak obserwujesz mnie tak, jakbyś już miał mnie nie zobaczyć. Kocham jak mnie całujesz i przytulasz.
-Mat…Ah!
-Rozluźnij się. Nie chcę, by cię zbytnio bolało, więc zrób to. Dobrze. A teraz mnie pocałuj i się zapomnij.

Jego ręce zwinnie odpinają guziki od koszuli. Już prawie zapomniałem jak to jest… gdy cię dotyka. Odnajduję stal jego oczu i czuję się jak wtedy. Jak 5 lat temu. Był dla mnie wszystkim. Do momentu, gdy on to zniszczył.

-Wybacz, ale to koniec.
-Ko… jak to… koniec?!
-Dla mnie ten związek już nie ma szans.
-Jest ktoś inny, prawda?
-…
-Tylko nie mów, że to Bartek.

Jego spojrzenie mówiło wtedy samo za siebie. Mówił, że mnie kocha. A zostawił dla mojego wroga.
-Przestań!

-To idę.
-Filip, ja…
-Nic nie mów. Po prostu mnie zostaw. Ale mam nadzieję, że przejrzysz na oczy jaki on jest.

Pytająco na mnie spoglądasz, a ja… a ja próbuję jak najszybciej dojść do ładu.
-Myślisz, że co? Że jak mnie pocałujesz to wszystko wróci do normy? Po tym jak rozkochałeś i porzuciłeś dla tego… tego…
-Bartka.
-No przecież mówię! W ogóle to zapomniałeś o nim?!
-Nie jesteśmy już razem.
-Oh, jak mi przykro… przejrzałeś wreszcie na oczy? Pokazał ci swój charakterek?
Każde moje słowo było przesycone nienawiścią do niego. Chciałem uciec od niego. Od jego wzroku, zapachu, dotyku…
-Powiedzmy… Czułem, że to nie to, zacząłem się z nim męczyć. I… zrozumiałem, że… kocham cię. Ty i on… to było zupełnie co innego.
-Przykro mi, ale przez ten czas też sobie kogoś znalazłem!
Tak jakby. I czemu on jest taki zdziwiony? Ja już naprawdę nie mogę mieć życia towarzyskiego?
-Aż tak cię to dziwi?
-N-Nie! Tylko… miałem nadzieje, że będziemy… no wiesz…
-W takim razie źle myślałeś. A teraz jeśli pozwolisz to wrócę do domu.
-O ile wrócisz.
-Co masz na myśli?
-Prędzej skończysz w jakimś rowie. Odprowadzę cię.
 
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
 
Tak oto stoję przed klatką. Ledwo się trzymałem na nogach, więc całym ciężarem opierałem się o jego ramię. Nagle czuję, że się odrywam od ziemi. I nie, nie dostałem skrzydełek, to tylko Mateusz mnie podniósł.
-Co robisz?
-Ledwo idziesz po prostej drodze. Myślisz, że pozwoliłbym ci iść po schodach?
Chyba ma rację. Wchodzimy (a raczej on wchodzi) na 1 piętro.
-To gdzie masz klucze?
-Nie mam.
-Jak to nie masz?!
-Zadzwoń. I tak nikogo nie obudzisz. I możesz mnie już postawić.
Delikatnie mnie stawia na ziemi i dzwoni do drzwi. W międzyczasie nie wiedząc co zrobić z rękoma, objąłem go w pasie. Drzwi się otwierają, a Daniel… a Daniel wygląda na zaskoczonego. Mierzy Mateusza od góry do dołu, a on sam wygląda jakby chciał stad uciec.
-No to… hm… to cześć.
Nie wiem czemu to zrobiłem, ale to było silniejsze ode mnie.  Jednym ruchem przyciągnąłem go do siebie i pocałowałem tak jak nigdy tego nie robiłem. To było głupie z mojej strony, wiem, ale… nawet nie miałem zamiaru się od niego odrywać. I pewnie bym tak zrobił, gdyby nie czyjaś ręka, która pociągnęła mnie mocno w swoja stronę, a drzwi zatrzasnęła Mateuszowi przed nosem.

20 stycznia 2013

Rozdział 03.

~*~*~ DANIEL ~*~*~
 
Weszliśmy do kawiarni i zajęliśmy stolik przy oknie. Po złożeniu zamówienia zajęliśmy się rozmową. Karolina przez cały czas była uśmiechnięta. Gadaliśmy w sumie o wszystkim i o niczym. Zaniepokoiło mnie, że tak nagle na miejsce uśmiechu weszło zdeterminowanie. Widziałem, że coś ją trapi, więc postanowiłem zapytać. Położyłem moją dłoń na jej dłoni.
- Karolina, co się dzieje?
No to już jest naprawdę dziwne. Nie jest nieśmiałą dziewczyną, ale teraz zaczęła mi uciekać wzrokiem. Po chwili westchnęła, spojrzała mi w oczy i…
-Tak naprawdę to chciałam się z tobą spotkać, bo…podobasz mi się. I to bardzo.
-…
Spodziewałem się wszystkiego. Wszystkiego! Ale nie tego! I co ja mam teraz jej powiedzieć?! Nie chcę jej urazić. Nie zdążyłem się nad tym zastanowić, gdy padło drugie pytanie.
-Czy ja też ci się podobam?
-No, podobasz, ale…
Nagle ni stąd ni zowąd drzwi trzasnęły, a ja odruchowo podskoczyłem na krześle. Niestety kiedy się odwróciłem nikogo już tam nie było. W pobliżu stałą tylko kelnerka oblana kawą.
-Kto…
-Nie wiem, jakiś wariat. Kontynuujmy.
-No, ale…nie tak jakbyś chciała.
-To znaczy?
-Eh… mam już kogoś innego.
Cholera, zaraz mi się rozpłacze. Muszę coś szybko wymyślić.
-Ale to nie znaczy, że nie jesteś ładna!
-W czym ona jest lepsza ode mnie?
Ale się wkopałem. I jak jej tu wytłumaczyć, że to nie musi być koniecznie dziewczyna?
-No… ma trochę mniej tutaj.
Chaotycznie wskazałem miejsce, gdzie powinny pojawiać się piersi.
-Wolisz mniejsze?
Spytała ze łzami w oczach.
-Powiem to inaczej. Wolę bardziej… umięśnionych.
Zakrztusiła się swoją własną śliną. No zaraz mi tu zejdzie!
-Więc…
-Tak.
-Oh, ulżyło mi. Ale nie spodziewałam się tego…
Chyba się uspokoiła, ale nadal miała łzy w oczach.
-Ja też nie.
-Więc jak…
-To długa historia.
-Opowiadaj! Mamy dużo czasu.
-To… przyszło samo z siebie. Nawet ja tego nie rozumiem.
-Aaaaaha… To wiele wyjaśnia.
-Proszę. Nie drążmy dalej tego tematu.
Karolina w końcu sobie odpuściła, a resztę spotkania spędziliśmy w ciszy. Wróciłem do domu gdzieś około 18. Zdejmowałem właśnie buty, kiedy z salonu dobiegło mnie wołanie mamy.
-Daniel, pozwól na chwilkę!
Ciekawe czego chce. Cholera… no tak, pewnie chodzi jej o wczoraj. Wyjrzałem zza framugi i zauważyłem mamę siedzącą na fotelu, naprzeciwko sofy, na której siedział Filip.
-Taaak?
-Siadaj.
Ruchem głowy wskazała miejsce obok Filipa, nie chciałem jej się bardziej narażać, więc usiadłem na drugim końcu.
-Chciałam z wami porozmawiać o… no, o was.
Urwała na chwilę, jakby chciała sprawdzić, czy rozumiemy, albo chciała jakiejś reakcji z naszej strony. Ale to chyba nie ma znaczenia, bo i tak się jej nie doczekała.
-Eh… widzę, że nie jesteście za rozmowni.
-…
Złapała się za głowę i znowu westchnęła.
-Chłopcy, i co ja mam teraz z wami zrobić?
-…
-Nie mam pojęcia co w was wstąpiło. Po Filipie jeszcze mogłam się tego spodziewać, ale po tobie?
-A to niby dlaczego tylko po nim?
-Coś ty mu zrobił, to wszystko twoja wina! Mój syn nigdy by czegoś takiego nie zrobił!
-Twój syn?! To ja już nie jestem twoim synem, tak?
-Wiesz, że nie to miałam na myśli!
Nie, już dłużej nie wytrzymam tego cyrku. Wstałem i zamknąłem się w swoim pokoju.
-Daniel ,wracaj tu! Natychmiast!
Robiąc jej na złość, chwyciłem za pałeczki i zacząłem walić w bębny. Dlaczego? Dlaczego?! Dlaczego, do cholery?! Czemu wszystko musi zwalać na Filipa?! To, że jestem młodszy znaczy, że nie mogę mieć własnych preferencji? To boli. Gdyby wczoraj mi tak nie odbiło, to wszystko byłoby w porządku. Nie byłoby tej "rozmowy", Filip nie byłby fochnięty na mnie, mój kubek, by nadal żył. W sumie to mu się nie dziwię. Najpierw go pieprzę, potem zamykam się, nie odzywam ani słowem, wyrzucam go za drzwi... i co go w ogóle wzięło na to podsłuchiwanie? Eh, tyle tematów do rozmyślań. Nawet nie wiem ile tak gram, ale ból w rękach zaczyna mi się dawać we znaki... I nie tylko w rękach.


13 stycznia 2013

Rozdział 02.

~*~*~ FILIP ~*~*~
 
Obudziły mnie pierwsze promienie słońca wpadające przez okno. Ptaszki śpiewały, na niebie nie było ani jednej chmurki. A tak na serio to nieba w ogóle nie widać spod chmur, pada, a ptaki poleciały do ciepłych krajów. Żadnych promieni nie ma, wręcz przeciwnie. W moim pokoju jest jeszcze ciemniej niż zwykle. Cudem zwlokłem się z łóżka przypominając sobie cały wczorajszy wieczór. Aiś, jeżeli zaraz czegoś nie zjem, to żołądek zacznie mi się zjadać od środka. Wyszedłem ze swojej nory i skierowałem się w stronę kuchni. Przy oknie stałą mama i, sądząc po zapachu, piła kawę. Odwróciła się, a gdy mnie zobaczyła wyszła z kuchni i zamknęła się w swojej sypialni. Oparłem czoło o kafelki, odczekałem chwilę i wreszcie otworzyłem lodówkę, wyjmując z niej mleko. Kocham mleko <3 Wsypałem płatki do miski i je zalałem. Zjadłem, poszedłem do łazienki, gdzie wziąłem szybki prysznic. Wytarłszy się i spojrzawszy w lustro stwierdziłem, że nie wyglądam aż tak źle. Zacząłem się ubierać. Założyłem czarne rurki i białą, luźną koszulkę. Chciałem zadzwonić do Marcela, ale telefon był nadal u Daniela. Chcąc go odzyskać udałem się do jego pokoju. Usłyszałem, że rozmawia z kimś przez telefon, a ciekawość zawsze u mnie zwyciężała, więc zacząłem podsłuchiwać.
-No dobra, to o której chcesz się spotkać?... Dobra, to o 12, tak? To do zobaczenia!
Mówiąc to wydawał się być zadowolony. Miałem ucho dokładnie przy drzwiach, które nagle zniknęły, a ja straciłem równowagę.
-Potrzebujesz czegoś, czy podsłuchujesz?
Podczas rozmowy, prawdopodobnie zastanawiał się w co się ubrać, bo naszykował ubrania na łóżku.
-Przyszedłem po telefon. Czy ja ci wyglądam na osobę, która podsłuchuje?
-Nie, oczywiście, że nie. Przecież każda osoba stoi pod drzwiami i przytyka do nich ucho.
-No a nie?
-No właśnie nie! Bierz go i wypad!
-Co cię ugryzło?
-Nic, po prostu wyjdź już.
Podszedłem do parapetu, wziąłem telefon i skierowałem się do swojego pokoju. Spojrzałem na wyświetlacz. 11.34., a mają się spotkać za 26 minut. Nic się nie stanie, jak pójdę ich szpiegować? Nie, chyba nie. Hm…  Ciekawe czy w szafie jest jeszcze ta pelerynka z balu przebierańców?  Wywaliłem pół szafy, by ją znaleźć, ale opłaciło się. Znalazłem również cylinder, który też może się przydać. Teraz tylko czarny płaszcz i okularki. Wyjrzałem przez okno i magiczną siłą przestało padać. Zza drzwi było słychać, jak Daniel szykuje się do wyjścia. Hy, hy, hy  teraz trzeba tylko chwilkę poczekać. Drzwi się za nim zamknęły, a ja zacząłem wkładać buty. Wyjrzałem przez drzwi i upewniłem się, że jest już daleko.  Moje przebranie włożyłem do torby, by jakiś sąsiad mnie tak nie zobaczył.  Jaki byłby to wstyd! Nie mógłbym się już rodzicom więcej pokazać na oczy! Wydziedziczyli by mnie! Wyszedłem z klatki, spojrzałem, w którą stronę się udał, schowałem się za blokiem i przebrałem w moje super ciuszki. Nie zważając na przechodniów kroczyłem za nim jak ninja. Oh, jaki to ja jestem zabójczy.  Daniel kierował się w stronę galerii, a ja z moją powiewającą peleryną udałem się za nim. Przy okazji wszedłem do sklepu z duperelami i kupiłem sztuczne wąsy. Teraz to dopiero jestem sexy! Nieważne…  Kiedy ponownie spojrzałem w jego stronę, koło niego stała jakaś cycata laska. Normalnie taaaakie miała balony. Prawdopodobnie rozmiar E. Weszli do kawiarni, a ja za nimi. Usiadłem w jakimś dogodnym miejscu, by podsłuchiwać. Zamówili po kawałku sernika i….
-Co sobie pan życzy?
-He?
Zapytałem mało inteligentnie i dopiero wtedy zwróciłem uwagę na kelnerkę, która się do mnie szczerzyła.
-Pytałam czego sobie pan życzy?
-A, to poproszę kawę.
-Duża, mała?
-Eee…. Dużą poproszę.
-Z mlekiem, bez?
-Beeeez.
-Z cukrem?
-Nie, kurwa, z solą.
Ta kelnerka powoli zaczynała mnie irytować. Nie usłyszała chyba mojej zgryźliwej uwagi i powtórzyła pytanie.
-Tak.
-Może jakieś ciastko do tego?
-Nie, dziękuję.
-Na pewno? Dzisiaj mamy przepyszny sernik.
Trzymajcie mnie, bo zaraz jej przywalę.
-Nie, dziękuję…
-Ale dzisiaj mamy specjalną promocję! Dwa w cenie jednego!
-Nie chcę i niech mnie pani zostawi w spokoju!!!
Nie odezwała się już do mnie i odeszła urażona. Eh, co za baba… Czas wrócić do wcześniej przerwanego zajęcia. Z miejsca, w którym siedziałem nie było ich tak dobrze słychać, ale nie chcąc się zdradzać zostałem tam. 
-Tak naprawdę to chciałam się z tobą spotkać, bo… podobasz mi się. I to bardzo.
-…
Nie powiem, trochę mnie to zaskoczyło.  To znaczy, widziałem po jej zachowaniu, że Daniel jej się podoba, ale… no, wygląda na taką trochę pustą, nie sądziłem, że mu to wyzna. Brak reakcji ze strony Daniela… to dobrze, czy źle? Zastanawia się co powiedzieć, by jej nie urazić, czy jest… zawstydzony?
-Czy ja też ci się podobam?
-No, podobasz, ale…
Nie słuchałem już dalej, nie chciałem wiedzieć  co jej dalej powie. Wstałem, przy okazji oblewając tą irytującą kelnerkę moją kawą, którą niosła. Nie przejmowałem się jej ględzeniem, tylko wyszedłem w pośpiechu, trzaskając drzwiami. W drodze do domu zaczęło znowu padać. Niebo zaczęło płakać razem ze mną. Płakać? No tak, co ja sobie myślałem? Przecież jesteśmy braćmi, w dodatku on jest hetero. Nie wiem co mu wczoraj odbiło, pewnie był pijany. Nie, przecież bym poczuł alkohol. No to na pewno był naćpany. W każdym bądź razie, normalnie by czegoś takiego nie zrobił. Droga przeminęła mi na rozmyślaniach i nawet nie zorientowałem się, kiedy wróciłem do domu. Zdjąłem moje super ciuszki, które teraz już mnie tak nie bawiły i rzuciłem się na łóżko. Może to nie był dobry pomysł ze szpiegowaniem go, chociaż… teraz już wiem na czym stoję. 

09 stycznia 2013

Rozdział 01.

~*~*~ DANIEL ~*~*~
 
Każdy człowiek wyładowuje się w inny sposób. Niektórzy krzyczą, inni męczą antystresa… a ja walę w bębny. Dziś oprócz tych 2 godzin u Marcela czeka mnie chyba dodatkowe walenie w domu. Bardzo proszę – bez podtekstów. Powód mam dość nietypowy – pan wszechwiedzący, idealny, łagodny jak baranek, uprzejmy Filip przyjeżdża do rodzinnego miasta. Niby nic w tym dziwnego, w końcu to mój brat, ale… zawsze jest jakieś „ale”. Zaczęło się to… chyba pod koniec grudnia. Miałem taki tam sen dla dorosłych. Z nim w roli głównej. Chyba nie muszę tłumaczyć co rano zastałem. Od tego czasu zacząłem mu się baczniej przyglądać. Gdy grał na gitarze miałem ochotę się z nią zamienić, gdy mówił chciałem dotknąć jego ust swoimi, gdy roztrzepywał włosy marzyłem, by zatopić w nich ręce, przy przeciąganiu się chciałem całować jego szyję. Przed sylwestrem spaliśmy w jednym łóżku. I to był koszmar. Czułem jak policzki mi płoną, serce miało ochotę mi wyskoczyć z piersi… przytulał mnie, a ja z jednej strony chciałem zostać w tych ramionach, a z drugiej… być jak najdalej od niego. Kocham go. I już nie jak brata. To coś poważniejszego. Niektóre rzeczy przychodzą do głowy w mało odpowiednich momentach. Nie, wcale nie walnąłem w słup, gdy przypomniał mi się nasz pocałunek w walentynki. Przynajmniej autobus już przyjechał. Według tego co słyszałem rano to rodzice powinni wrócić za jakieś 2 godziny. To chyba żart! Mam z nim zostać 2 godziny sam na sam? … Dlaczego ja panikuję? Przecież się nie rzucę na niego… chyba. Ok. teraz weź Danielu głęboki oddech, idź do domu i… cholera, muszę zapalić! Mój sposób na stres nr 2. Moje kochanie nie lubi fajek, więc rundka dookoła bloku. Tam tak naprawdę nie pisze „moje kochanie”, po prostu macie problem z oczami. Dobra, weź się w garść i otwórz te cholerne… Świat się kończy. Czy ja słyszę, że moje kochanie ogląda nieprzyzwoite rzeczy? Te drzwi są uchylone, więc nic złego się nie stanie jak zajrzę. Czy to będzie wredne jak teraz go zawołam? Ha! Najwredniejsze pomysły rodzą się w kuchni. No ale co w tym dziwnego, że nalałem herbatę do kubka. Woda jest gorąca. Co tam, że dostanę po głowie!
-Filip!
Ha, zastopował, idzie tu.
-Jeżeli masz jakąś durną sprawę to jesteś martwy.
Co za… cham. Żeby tak do brata?!
-No wiesz co? Tyle czasu cię nie widziałem, a ty… zraniłeś moje serce!
-Pomińmy fakt, że nie widziałeś mnie tylko miesiąc. A o czy byś tak bardzo chciał pogadać?
Amator, myśli, że za duża koszulka to ukryje?
-No wiesz… miałem nadzieję, że ty coś wymyślisz.
Kocham go irytować. Tak fajnie mruży wtedy oczy.
-Nie żyjesz. I odstaw ten kubek zanim wszystko rozlejesz.
Oj, nawet nie zauważyłem kiedy zacząłem się nim bawić. Ale to tak odruchowo. Żeby postawić kubek na parapecie muszę się wychylić nad chamem. Idealny moment, by „przypadkowo” wylać herbatę
-Wybacz.
Uroczy uśmiech nr 4. Już widzę te kurwiki w jego oczach.
-Twój żywot z każdą minutą się skraca. Chcesz to jeszcze pogorszyć?
-No przepraszam. Jak chcesz to mogę ci pomóc to wyczyścić.
Uroczy uśmiech nr 1. Nigdy nie należałem do nieśmiałych osób. Dlatego nie będę żałować tego, co zaraz zrobię. Jak coś to jestem pijany.
-Wiesz chyba jednak sobie sam poradzę.
-Nie poradzisz.
I tutaj, teraz, klęcząc między jego nogami polizałem jego wybrzuszenie. Zlizywanie herbaty z krocza Filipa – to jest jeszcze lepsze niż walenie. Nie tylko w talerze. Czas kontynuować droczenie się. No po prostu nie mogę. Jak nie szparki ze złości to bardzo szeroko otwarte ze zdziwienia. Aż się musiałem zaśmiać. Oh no proszę, moje kochanie się zawstydziło. Ale… żeby od razu patrzeć się na mnie jak na jakieś UFO?! Dobrze jest, próbuje coś powiedzieć. Trochę to trwało, ale…
-Czy ciebie pojebało?
Co tak słabiutko, nie lepiej krzyknąć? Grzywka mi opadła na oko, ale po cholerę ją odgarniać?
-Nie.
No nie wierzę. Zrobił się jeszcze bardziej czerwony. Mówiłem, że go kocham. On mnie naprawdę dobija. Myśli, że jak mnie delikatnie odepchnie to dam sobie spokój? Jasssne.
-Daniel, ja… nie wiem co ci odbiło, ale przestań. Tak nie można.
-Czyżby? Ja widzę, że raczej ci się podoba, więc po co przerywać?
I bezceremonialnie przejechałem językiem jeszcze raz po jego spodniach i zacząłem je leciutko podgryzać. Lubię słuchać jak ludzie jęczą przeze mnie. A w jego przypadku to muzyka dla moich uszu.
-Więc…? Znów powiesz, że tak nie można?
-To jest… chore, wiesz o tym? To, że mi się podoba nie zmienia faktu, że nie powinniśmy!
-Zwykle nie narzekałeś na dwóch facetów w jednym łóżku.
Uroczy uśmiech nr 2. Szparki znów się pojawiły, uwaga!
-Dwóch facetów mi nie  przeszkadza. Ale obcy faceci, a bracia to dwie zupełnie inne sytuacje!
-Mi tam nie robi różnicy.
To było wredne. I co? Przynajmniej czuję smak jego warg. One naprawdę są takie miękkie, czy tylko mi się tak wydaje? Mateusz musiał być naprawdę idiotą, że go zostawił. Są miękkie, pełne… cudo. A on nadal próbuje mnie odepchnąć. Ciekawe czy mu się uda. I tak ja jestem silniejszy. Powoli przestaje się opierać i… Chyba zacznę wierzyć w Boga! Moje kochanie to odwzajemnia! Był kiedyś taki film. Książka w sumie też, 3 metry nad niebem? Coś w tym stylu. W każdym razie właśnie tak się czuję. Jego ręce mi zawędrowały pod koszulkę. Były zimne. A ja rozgrzany. Właśnie poznałem znaczenie ”dreszczu podniecenia”. Zaczyna ją podwijać do góry.
-Jesteś pijany, prawda? Normalnie byś czegoś takiego nie zrobił.
-A nawet jeśli? Przeszkadza ci to?
Koszulka się przywitała z podłogą, a ja znowu się zatopiłem w tych cudownych ustach. Serce bije mi jak szalone, a jego ręce zaczęły wędrówkę po mojej klacie. Ściągnąłem mu koszulkę, a on zatapia swoje orzechowe spojrzenie w moich oczach. Ręką zacząłem ugniatać jego krocze.
-Pomóc ci się rozładować?
Uroczy uśmiech nr 5. Powrót do poprzedniej pozycji. Rozpiąłem rozporek, a jego władczy bizon ujrzał światło dzienne. Jeszcze raz spojrzałem mu w oczy i przejechałem perwersyjnie językiem po wargach.
-Ale ty głupi jesteś.
-Mam przestać?
-Nie, kontynu- Ah!
On jest mój. Mój. Mój Filip. Tylko mój. Uwielbiam jak się zawstydza. Przejechałem mu językiem po całej długości, a on jest bardziej czerwony od biurkowej ściany*. Pocałowałem go w sam dzióbek i zniżyłem się do jąder. Brałem je do ust, lizałem, ssałem. Złapał moją głowę i pokierował w stronę swojej sterczącej batuty. Próbowałem włożyć go całego do buzi, a Filipkowi coraz bardziej się podobało. Im dłużej zajmowałem się jego nieupadłym rycerzem, tym bardziej Filipek się zatracał. Zaczął szybciej ruszać biodrami. Kochanie już zaraz miało dochodzić, gdy… Wypierdolę ten telefon przez okno! Może i mu wibruje w kieszeni, no, ale… Cholera, oprzytomniał. On myśli, że pozwolę mu go odebrać?
-Olej go.
-A jak to coś ważnego?
-Ja pierdolę…
Uwielbiam uczyć telefony latać. No, a teraz czas się zająć… pewną tylną częścią ciała. Podniosłem się, a jego przewróciłem na plecy. Uwiesiłem się nad nim, a on… cholera, kocham go! On dobrowolnie mnie przyciągnął i pocałował. Czułem się jak w niebie. Ale aniołkiem nigdy nie byłem, więc pobawię się w wampira. Schyliłem głowę, by móc zacząć całować jego szyję. Jego mieszanka zapachowa doprowadza mnie do szału. Połączenie wiśni, mięty i piżma jest taaakie seksowne. Zacząłem tą skórę gryźć. Uśmiechnąłem się, gdy poczułem rękę tam, gdzie nie powinienem. To było silniejsze ode mnie – musiałem jęknąć, gdy palce wsunęły mu się pod materiał i zaczęły uciskać moją sterczącą pałę. Nie jestem chamski, nie chcę, by moje kochanie coś (bardzo) bolało. Pochyliłem głowę, tak, by mieć usta przy jego uchu i szepnąłem jak najseksowniejszym głosem.
-Unieś biodra.
Poczułem jak przez jego ciało przechodzi dreszcz. Ale był grzeczny, uniósł je, a ja wreszcie pozbyłem się tej kłopotliwej rzeczy zwanej spodniami. Próbując go przygotować wsunąłem palce w jego spragnioną dziurkę. Kochanie zaczęło kontynuować wcześniej przerwana czynność. Miałem wsunięty jeden palec.
-Możesz dalej.
Proszę bardzo, wsuwam drugi, potem trzeci. Kochanie mi znowu jęczy, a mi coraz bardziej staje. Spojrzałem mu w oczy… a w nich było same pożądanie.
-Od przodu, czy od tyłu?
-Od przodu.
On jest taaaki uroczy! Aż musiałem go pocałować. Prosto w usta. Posadziłem go wygodnie i po chwili w niego wszedłem. Może i mu ją rozpychałem, ale i tak jest ciasno. Słyszałem kiedyś, że seks z facetem jest jak z kobietą, tylko lepszy. I muszę temu komuś przyznać rację. Wszedłem do końca, ale kochanie się skrzywiło, więc poczekałem. Po chwili zacząłem się powoli poruszać. Kocham sprawiać ludziom przyjemność. A Filip próbuje się powstrzymać od jęknięcia. Jeszcze jedno pchnięcie i zaprzepaściłem mu plany. Zaczynam pchać coraz szybciej i mocniej.
-Daniel, nie!
-Co nie?
-Wolniej, już nie mogę…
-Od kiedy jesteś taki delikatny?
Mimo jego protestów przyspieszyłem, a jego jęki stały się jeszcze bardziej donośniejsze, aż w końcu doszedł. Zgarnąłem odrobinę spermy na palec, a on to grzecznie zlizał. Jeszcze chwila i sam dojdę. Jeszcze 3 pchnięcia i wytrysnąłem życiodajnym płynem. Świat zawirował mi przed oczami. Gdy doszedłem do siebie spojrzałem w lewo, a tam… cholera! W drzwiach stoi mama. Patrzyła i nie mogła wydobyć słowa, a my zamarliśmy.
-Nie wierzę…
Oh, chyba ją to trochę zaskoczyło. Przynajmniej znowu jesteśmy sami. Kurwa… znowu te kurwiki. Jak Filip jest zły, to lepiej uciekać, a jak wściekły…
-Daniel…
Zacisnąłem oczy i zakryłem się rękoma.
-Tylko nie bij!
-Zapomnij.
Zapiąłem ekspres i zacząłem uciekać. Ale dokąd?! Kuchnia? Brak drzwi. Balkon? Za zimno. Salon? I tak wejdzie! Jego pokój! Dzięki człowiekowi, który wymyślił zamek. Szlag by to! Czemu ta zasuwka nie chce wejść?! O-ho… już włożył bokserki i szarpiemy się o drzwi. Moje życie było piękne. Żegnaj, świecie!
-Kochanie, może odstawisz ten kubek i porozmawiamy? Tak na spokojnie.
Uroczy uśmiech nr 6.
-Nie! Ma! Mowy! To wszystko twoja wina!
NIE! Już wolałbym się nie schylać. Ten… ten… ten potwór rozbił mój ulubiony kubek! W życiu się do niego nie odezwę. Łaski bez! Z podniesioną głową wróciłem do pokoju wyrzuciłem jego koszulkę za drzwi i się zamknąłem A Filip może mnie pocałować w dupę, phi!
 
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
 
*każda ściana w jego pokoju ma inny kolor, a ta gdzie stoi biurko jest szkarłatna.