22 marca 2013

Rozdział 08.

~*~*~ DANIEL ~*~*~

Od kiedy Filip wyjechał, ojciec postanowił mnie „nawrócić”. Ciągle umawiał mnie z jakimiś dziewczynami, a ja, by mu się nie narażać, chodziłem na te spotkania. Było mi wszystko jedno, bo i tak nie zwracałem na nie uwagi. No… może czasem wymsknęło mi się jakieś obraźliwe zdanie na ich temat. Z Filipem nie miałem żadnego kontaktu- nie odbierał telefonów, nie odpisywał na sms-y, po prostu nic. Z drugiej strony, obiecał, ze przyjedzie 20-ego, wiec… powinienem być cierpliwy. Tak mi minął cały miesiąc. Na czekaniu i olewaniu dziewczyn. Mamy już 20. marca, 23 ileś, a on nadal nie daje żadnego znaku życia. Czyżby zapomniał? Wiem, że ma krótką pamięć, ale bez przesady! No chociaż… minął miesiąc. Ale co on może mieć na głowie?! Powiedziałem, że go kocham, więc niech weźmie za to odpowiedzialność?! Gdy spojrzałem jeszcze raz na zegarek, było już po północy! Mamy 21. marca, właśnie skończyłem 18 lat, a mój kochany mnie olewa. Jak wreszcie raczy się pojawić, to nic mu nie wygarnę. Słowem się do niego nie odezwę. Mimo złości, nie traciłem nadziei. Ciepła kołdra i zmęczenie, jednak zwyciężyły i w końcu przysnąłem.

~*~*~ FILIP ~*~*~

Dlaczego samochód musiał się zepsuć, akurat dzisiaj? Akurat jak już jechałem do niego i byłem na jakimś pustkowiu?! Przez dwie godziny nic nie przejechało, aż w końcu… zobaczyłem światła! Kurwa, jebany skurwiel się nie zatrzymał! Ja pierdolę, jaka szmata! Nie! Cofam to! Mój zbawiciel po mnie wrócił! Wycofał samochód i po mnie wrócił! Oh, Bóg mnie kocha, albo ja mam takie magiczne moce! Kiedy podniósł maskę, spojrzał się na mnie jak na głupka, dotknął jednej rzeczy i silnik od razu zapalił! W końcu zajechałem pod dom. Otworzyłem drzwi bez żadnego hałasu i zacząłem się skradać jak Wlaźlak po rogale. Uchyliłem drzwi i zobaczyłem uroczy widok. Danie spał w dziwnej pozycji- od pasa w górę leżał na łóżku, a nogi mu zwisały. Znając go, pewnie czekał, aż przyjdę i przysnął. Oh, jaki on słodki. Podszedłem do łóżka i ukucnąłem przy nim. Palcami zacząłem jeździć po jego odkrytym ramieniu. Daniel lekko się poruszył, ale się nie obudził. Jego usta tak strasznie mnie kusiły, że nie mogłem się powstrzymać.

~*~*~ DANIEL ~*~*~

Wydawało mi się, ze ktoś mnie dotyka, ale nie byłem pewny, czy to sen, czy jawa. Wiedziałem już, że nie śpię, gdy poczułem czyjeś wargi na własnych, a rozbudziłem się już całkowicie, gdy poczułem ten charakterystyczny zapach. Złapałem Filipa za kark, mocniej go do siebie przyciągając, nadal nie otwierając oczu. Poczułem, że wstaje i wchodzi na łóżko, zawisając nade mną. Skamieniałem, położyłem ręce na jego torsie i go odepchnąłem. Miał być foch? To jest foch! Obróciłem się twarzą w stronę ściany i przytuliłem się do kołdry.
-Daniel?
-Miałeś przyjechać 20-ego, ty dupku!
-No… ale jest… dopiero 3, no nie?
-Chuj, ze jest 3! Jest 21.!
-Przepraszam, wybacz mi. Ale…
-Nie chcę tego słuchać.
-Proszę, zrobię wszystko.
To nawet ciekawa propozycja. Wysunąłem rękę spod kołdry i gestem kazałem mu się przybliżyć. Gdy to zrobił, złapałem go za ramiona i przerzuciłem na plecy. Zacząłem go całować, a ręka pozbyłem się jego koszulki. Schylałem się coraz niżej, co jakiś czas mocniej zasysając się na jego skórze. Nagle się znalazłem znowu pod Filipem. Najdziwniejsze było to, że nie mogłem nic wyczytać z jego oczu. Na jego twarzy gościł jedynie przebiegły uśmiech,
-Nie tym razem, kotku.
Usiadł wygodniej na moich biodrach i zaczął się o mnie ocierać. Myślałem, że zaraz zwariuję. Jego zapach, jego głos, ba! Jego ciało, które zostało oświetlone światłem księżyca! Tak się na niego zagapiłem, że nie zwróciłem uwagi, gdy włożył mi rękę pod bokserki. Mimo najsilniejszych chęci, z moich ust wydobył się jęk, natychmiast zagłuszony przez Filipa. Gdy się ode mnie oderwał, spojrzał mi głęboko w oczy i zadał idiotyczne pytanie.
-Rodzice są w domu?
-Ta, no i…?
-Chyba nie chcemy, by nas usłyszeli?
Wyjął rękę, ale teraz przesunął nią po mojej wewnętrznej stronie ud w górę. Było mi przyjemnie, ale ta bierność trochę mnie zaczynała męczyć. Sięgnąłem do jego paska i dostałem za to po łapach. Spojrzałem na niego zdziwiony.
-Wszystko w swoim czasie, słodki.
Dlaczego on jest jedyną osobą, przy której się rumienię, no?! Nie miałem jednak czasu na takie przemyślenia. Bawił się ze mną. Palcami błądził wzdłuż linii bokserek i po plecach i nie chciał pójść dalej, jednocześnie drwiąco się uśmiechając.
-Filip…
-Tak, piękny?
-Przestań.
-Ale co?
-Nie udawaj idioty! Przestań się tak bawić!
Oho, znowu nadszedł czas, by zobaczyć szparki w akcji! Tyle, że tym razem będą nie ze złości, lecz z rozbawienia. Zmienił pozycję tak, by klęczeć przede mną i uchylił moje bokserki. Jego język był bardzo gorący, a mi się to podobało jeszcze bardziej niż ostatnio, o ile to w ogóle jest możliwe. Czułem, że miał już w tym wprawę.
-Filip?
-Hm…?
-Nie przestawaj.
Chuj. Nienawidzę go! JA go proszę, by nie przestawał, a on oczywiście musiał zrobić na odwrót! Miałem wielką ochotę po prostu go zabić. Zmieniłem jednak zdanie, gdy odpłacił mi to w inny sposób. Rozchyliłem usta, by po chwili poczuć jak Filip pogłębia pocałunek. Nie miałem już jednak dalszej ochoty na te zabawy, więc podjąłem kolejną próbę pozbycia się z niego spodni.
-Aż tak ci się spieszy?
-A żebyś wiedział.
Przejechał mi ręką wzdłuż linii pleców, a ja wygiąłem się w lekki łuk.
Chciałem go przerzucić na plecy i wejsć w niego jak najszybciej. Filip złapał mnie jednak za rece uniemożliwiając mi to.
-Wiesz... miałem dużo czasu i przemyślałem to sobie. Wybacz, ale tej nocy to ty będziesz na dole.
-Chyba se żartujesz!
-Nie.
Próbowałem się wyrwać, ale skutecznie mi to uniemożliwił. W końcu przestałem się opierać czując, że już nie wytrzymam.
-Filip. Weź mnie. Tu i teraz.
-Chwila. Włóż mi rękę do tylnej kieszeni.
Zrobiłem to o co prosił i wyciągnąłem saszetkę z lubrykantem. Chciałem zaprotestować, ale poczułem jak zaczyna wkładać palce. Poczułem lekki dyskomfort, ale dało się przyzwyczaić. Gdy mnie przygotowywał, ja stawałem się jeszcze bardziej niecierpliwy.
-Filip, no! Nie baw się ze mną, tylko zrób to.
-Pewnie. Ja zrobię to od razu, a ty rano nie będziesz mógł w ogóle chodzić, tak?
-Mówi się trudno!
Spojrzał na mnie z politowaniem i nałożył trochę lubrykantu na członka.
-A teraz rozluźnij się, bo całe to przygotowanie pójdzie na nic.
Postanowiłem pomyśleć o czymś miłym, by się rozluźnić, ale nie na długo, bo po chwili poczułem ostry ból. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach.
-Nie, czekaj! Daj mi chwilę.
-A nie mówiłem?
Nie wiedziałem, że on potrafi być taki romantyczny. Scałował moje łzy, poczekał chwilę i dopiero wtedy zaczął się we mnie poruszać. Rety, jak ja w niego wchodziłem to było świetne, ale to… czy ja poszedłem do raju? Jedyną wadą było to, że już naprawdę nie mogłem się powstrzymać od jęków, więc Filip musiał mi zatkać dłonią usta. Doszliśmy prawie w tym samym momencie. Moment, gdy poczułem jak jego sperma rozlewa się we mnie był niesamowity. Czułem wtedy, że jestem cały jego. Zmęczeni padliśmy obok siebie. Dokładniej mówiąc to Filip padł na łóżko, w moje ramiona.
-Filip?
-Hm…?
-Kocham cię.
-Ja też.
Gdy zasypiałem, czułem jak moje serce bije szybciej niż zwykle.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
 
Pierwsze co zrobiłem, gdy się obudziłem to zacząłem macać ręką miejsce koło siebie. Puste miejsce, dodam. Podniosłem się nagle łóżka, nie zważając na ból. Zachciało mi się płakać. Zostawił mnie. Znowu. Ale jednak… co by się stało, gdyby ojciec go tu zobaczył?

20 marca 2013

Rozdział 07. (część 2)


~*~*~ DANIEL ~*~*~

Czy wspominałem już, że ojciec jest homofobem? Nie? To teraz mówię.
-Jebane pedały! Pedały są wszędzie!
Siedzimy właśnie cała czwórką w salonie, a atmosfera robi się coraz cięższa. Matka głośno wciągnęła powietrze i przyłożyła rękę do ust.
-Arnoldzie!
-Czego chcesz, kobieto?!
Matka aż się zlękła, bo nigdy się tak do niej nie odzywał. Rzeczywiście musiał być wkurzony.
-Może daj im się wytłumaczyć?
-A co tu jest do tłumaczenia?! Przecież wiem co widziałem!
Spojrzałem w bok i się zdziwiłem. Moje kochanie było bardzo spokojne, oczy miało w kierunku sufitu i ogólnie sprawiało wrażenie, jakby reakcja ojca nic na nim nie robiła.
-No co?! Żaden się teraz nie odezwie?! Tak was przytkało?!
-Chyba zatkało…
-Nie będziesz mnie tu pouczał, gówniarzu jeden!
Widzicie? Widzicie?! Ja tu z dobrą chęcią, a on się wydziera na mnie.
-Daniel, przecież ty nie jesteś pedałem!!! Lubisz dziewczynki, prawda?!
-…
-Gdybyś tu nie wrócił, to nie spedaliłbyś mi syna! Wynoś się z tego domu!!!
-Jak możesz?! Przecież to nasze dziecko!
-Filip już nie jest moim dzieckiem. Wynoś się i nie wracaj.
Że co? Że jak? Czy on się go właśnie wyrzekł? I chce go wyrzucić? Poczułem jak się we mnie gotuje ze złości. Wstałem i położyłem ręce na stole tak mocno, że aż szklanki zabrzęczały.
-Ale, tato, nie możesz…!
Filip złapał mnie za rękę i pociągnął w dół do siadu.
-Zamknij się.
Powiedział to szeptem, bym tylko ja to słyszał i pierwszy raz podczas tej rozmowy naprawdę się zdenerwował. Doprawdy, na ojca się nie wścieka, a na mnie to już tak! Sam za to wstał i ruszył do wyjścia.
-No to idę.
-I dobrze.
-Arnoldzie, jak możesz?! Filip, wracaj tu! On tylko żartował!
Matka trzepnęła ojca w ramię. Wszyscy wyszliśmy do przedpokoju. Filip zaczął się ubierać, a kiedy wychodził, łzy napłynęły mi do oczu. Gdy już przechodził przez próg, odwrócił się, wysłał mi całusa i uśmiechnął się.
-Pa, kochanie.

~*~*~ FILIP ~*~*~

Chłodne powietrze sprawiło mi dużą ulgę. Daniel to idiota, po cholerę się odzywał? Lepiej, żeby ojciec wyrzucił tylko mnie, a nie nas obu. Nie chciałem, by jemu też się oberwało. Szlajałem się jeszcze tak może z godzinę. Jest 9 stopni na minusie, pada śnieg, a ja nie mam nic, nie licząc ubrań, które mam na sobie i telefonu. Ta, czas skorzystać z tego cudu techniki. Wszedłem w kontakty i zjechałem pod ,,M”. Skąd, do cholery, mam numer Mateusza? Nieważne, później się nad tym zastanowię, teraz trzeba zadzwonić do Marcela.
-Halo?
-Cześć, jesteś w domu?
-Nie, będę jakoś tak rano. A co?
-Nie, nic. Tak pytam.
-Wszystko w porządku? Masz taki dziwny głos.
-Tak, w porządku. Nieważne, pa.
-Nara.
Świetnie, mój najlepszy kumpel właśnie mnie wystawił. Tak jak i kilka następnych osób. To był moment, gdy poczułem się samotny. Podszedłem do banku, osunąłem się przy ścianie i wybrałem ostatnią deskę ratunku. Pierwszy sygnał… drugi… trzeci… czwarty… wydawało mi się już, że nie odbierze, ale…
-Tak?
-Mogę do ciebie przyjść?
-…
-Matt, proszę…
-Nie no, jasne, że możesz! Ale dlaczego…?
-Później ci wyjaśnię. Podaj mi lepiej adres.

~*~*~ MATEUSZ ~*~*~

,,Ciekawe co się stało, że chce tu przyjść?” To pytanie nie dawało mi spokoju. Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Filip przedstawiał sobą widok dość… straszny. Spierzchnięte wargi, włosy w nieładzie i jeszcze to przybite spojrzenie. Wciągnąłem go szybko do środka i nastawiłem wodę na herbatę. Gdy już postawiłem kubki, postanowiłem z nim pogadać, jak facet z facetem.
-Więc co się stało?
-A niby czemu miało się coś stać?
Może dlatego, ze zwykle za bardzo dbasz o wygląd, a teraz przedstawiasz sobą obraz nędzy i rozpaczy?
-W ogóle to… mam pewną prośbę.
-?
-Mógłbyś mnie przenocować? Tak na jedną noc?
-Jasne, że mogę. Pod warunkiem, że mi powiesz co się stało.
Filip sapnął z poirytowaniem, a ja czekałem na odpowiedź.
-Ojciec mnie wywalił z domu. Powiedział, że mam się z niego wynosić i nie wracać.
Czemu mnie nie dziwi, że akurat ojciec to zrobił? Nigdy go nie lubiłem. I z wzajemnością. Ale, gdy wrócił do domu, mając nadzieję na odpoczynek i zobaczył jak całuję i prawie rozbieram jego syna na blacie w kuchni to… No ale musiał się w końcu dowiedzieć o jego orientacji! Ale z drugiej strony, mimo całej swojej homofobii, nigdy się nie posunął do czegoś takiego.
-To co ty zrobiłeś?
-Nic! To znaczy, tylko… Zresztą to nieważne. Nic nie zrobiłem! A on oczywiście musiał zrzucić winę na mnie, bo niby na kogo innego?! ,,Nie jesteś już moim synem” , ,,Spedala mi rodzinę” i takie tam!
-Rodzinę? Czyli… Daniel też?
-…
Wystarczyły zwykłe „tak” lub „nie”, nie trzeba było odwracać głowy. Widziałem jednak, że nie chce mówić o tym, więc nie drążyłem dalej tematu.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Po kłótni pt.”Kto gdzie śpi?” Filip zgodził się spać w moim pokoju, sam za to przeniosłem się na kanapę. Pożyczyłem mu też piżamę. Widzicie jaki hojny jestem? Chciałem się już położyć , gdy przypomniało mi się, że nie wziąłem z pokoju telefonu. Poszedłem po niego starając się jak najciszej otworzyć drzwi. Zabrałem go, i gdy wychodziłem, rzuciłem okiem na Filipa. Kołdra zakrywała go tylko od pasa w dół, a koszulę miał do połowy rozpiętą. Nagle poczułem to znajome uczucie. Rety, brak seksu naprawdę źle na mnie działa, skoro się podniecam od samego widoku. Jak na zawołanie, Filip przekręcił się na plecy, jednocześnie rozpinając kolejne guziki i podwijając koszulę do góry. Jak tak dalej pójdzie to… Świetnie, jeszcze usta rozchylił. Nie mogłem oderwać od niego wzroku, a miejsca w spodniach robiło się coraz mniej. Wiedząc, że mało co potrafi go obudzić, postanowiłem zaryzykować. Włożyłem rękę pod materiał i zacząłem się dotykać.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Rano obudziłem się w dość niewygodnej pozycji. Ledwo mogłem się schylić, o karku już nie wspomnę. Żeby dać sobie trochę czasu znowu się położyłem. Bo dźwiękach dochodzących z kuchni domyśliłem się, że Filip już wstał. Gdy otworzyłem oczy, zobaczyłem ciemną sylwetkę na tle drzwi. Sylwetka podeszła bliżej i… ach, od niej mógłbym dostawać śniadania do łóżka codziennie.
-Wyglądasz jakbyś się nie wyspał. Mówiłem, że ja mogę tu spać.
Wyciągnąłem rękę w bok i zacząłem nią macać na oślep.
-Jeszcze czego. Mógłbyś…?
Podał mi butelkę z płynem i soczewki. Gdy je włożyłem, mogłem w końcu spojrzeć na niego.
-Poza tym nie musiałeś mi robić śniadania.
-Ale chciałem. Jedz.

~*~*~ FILIP ~*~*~

Mateusz przez prawie cały czas wydawał się unikać mojego wzroku. Trochę mnie to zdziwiło, ale nic nie mówiłem. Jest już południe, a ja wracam do domu. O ile mogę to nadal nazywać domem. Wiedziałem, że teraz powinien być tam tylko Daniel, więc jakoś specjalnie się nie stresowałem. Gdy już stałem przed drzwiami, nie wiedziałem, czy mam dzwonić, czy po prostu wejść. W końcu wybrałem drugą opcję. W środku było strasznie cicho i przestraszyłem się, gdy Daniel nagle wyszedł ze swojego pokoju. Gdy zobaczył, ze to naprawdę ja przed nim stoję, chciał uwiesić się na mojej szyi, a w jego oczach pojawiły się iskierki. Nie pozwoliłem mu na to i go odepchnąłem.
-Przyszedłem tylko po rzeczy.
Widać było, że to go zraniło. Minąłem go bez słowa i poszedłem do swojego pokoju. Spakowałem się i chwyciłem kluczyki od samochodu, Daniel stał tyłem do mnie, tam gdzie go zostawiłem. Zaśmiałem się w duchu, pocałowałem go w policzek i szepnąłem do ucha.
-Żartowałem. Nie martw się, przyjadę 20-ego.
Starałem się być dla niego chamskim, ale bez przesady, by się na niego nie rzucić. Gdy już siedziałem w aucie, coś kazało mi spojrzeć w górę. Daniel stał w oknie i przyglądał mi się. Nie mogłem się powstrzymać od uśmiechu, a gdy już jechałem, zza chmur wyszło słońce. (I tęcza xD)

13 marca 2013

Rozdział 07. (część 1)



~*~*~ DANIEL ~*~*~

Patrzyłem się na niego jeszcze przez jakaś chwilę, gdy wyrwał mnie głos Filipa.
-No więc czyja to wina? Zanim odpowiedziałem, spojrzałem jeszcze raz w tamtą stronę, ale blondyna już nie było. Zwróciłem znowu uwagę na Filipa.
-No oczywiście, że ojca, a niby kogo? Przecież to on mnie ciągle rozprasza.
Skwitował to westchnięciem, ale po chwili na jego twarzy zagościł uśmiech, jakby wpadł na jakiś pomysł.
-Wiesz, może i nie umiesz grać, ale… liczę na ciebie.
Czy… czy on mnie właśnie obraża? Świetnie, na dodatek muszę się robić czerwony i stać jak ten pieprzony słup soli! Wkurzony wróciłem do rodziców. Nagle, z nieznanej przyczyny, zachciało mi się uśmiechnąć.
-Daniel, co taki zadowolony? Filip cię umówił ze swoimi koleżankami?
Olałem go, nie dając się sprowokować, i chwyciłem kulę. Nie no, nie ma szans, bym trafił. Ale… przecież Filip na mnie liczy. Wziąłem zamach i… zbiłem wszystkie. Ojcu szczęka opadła, a Filip… a Filip się uśmiechnął.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Jak się okazało, to nie był jednorazowy fart. Po prostu na początku mój talent dopiero się rozbudzał. Gdy zbijałem wszystkie, czułem jak jeszcze bardziej ociekam zajebistością. Niestety, przez to, że się rozbudził tak późno nie wygraliśmy. Brakowało nam tylko paru punktów. Punktów, które straciliśmy na początku. Droga powrotna obyła się bez żadnych kłótni, czy awantur. Nawet ojciec nie rzucał już żadnych głupich tekstów, tak był zszokowany moim talentem. W ramach przegranej, która podobno była z MOJEJ winy, musiałem zanieść kule do piwnicy. Żeby nie wracać się tam i z powrotem postanowiłem wziąć obie kule naraz. Gdy już je trzymałem i zrobiłem krok, jedna z nich musiała upaść mi na nogę. Oczywiście na tą samą co wcześniej. Jebane szczęście!
-Filip, pomóż bratu, bo sam prędzej się zabije, niż je zaniesie.
 Postanowiłem, że już do końca dnia nie odezwę się do ojca. Filip oczywiście, jako przykładny i starszy brat mi pomógł. Zeszliśmy do piwnicy i odłożyliśmy kule na półkę. Chciałem już wrócić na górę, wiec szybko dopadłem drzwi, które… nie chciały się otworzyć!


~*~*~ FILIP ~*~*~

-Wychodzisz, czy nie?
-Ale one nie chcą się otworzyć!
-Jak nie chcą…
Z niedowierzaniem złapałem za klamkę i mocno pociągnąłem, a drzwi ani drgnęły.
-Cholera… zacięły się.
-Nie… naprawdę? No nie zauważyłem, wiesz?!
-Dobra, nie krzycz, uspokój się! Zaraz stąd wyjdziemy. Masz telefon?
-A swojego to nie łaska?
-Jest w kurtce.
-Idiota.
Wyciągnął telefon, którym chwilę później rzucił o ścianę.
-BEZUŻYTECZNY!!! DLACZEGO BATERIA ZAWSZE SIĘ ROZŁADOWUJE W TAKICH MOMENTACH?!
-Nie histeryzuj. Rodzice na pewno zaczną się zaraz zastanawiać, czemu nas nie ma i nas wypuszczą!
-Ta, przyjdą…. Jak nam się, kurwa, powietrze skończy!
Trzymajcie mnie. I jak tu być optymistą w takich chwilach?
-Filip, wypuść nas!
-A niby jak ja mam to zrobić?
-Wyważ je!
Ta, pewnie, geniuszu. A znasz może jakiś magiczny sposób na wyważenie drzwi zamykanych do środka? I o co on się w ogóle tak awanturuje? Przecież każdemu się zdarzy gdzieś zatrzasnąć i jakoś mu nie zabraknie powietrza. Chyba, że… z jednej strony to trochę dziwne… ale…
-Daniel?
-Czego?
-Masz klaustrofobię?
-NIE, KURWA, BO ZACZYNAM HISTERYZOWAĆ OT TAK, WIESZ?! TE ŚCIANY W OGÓLE SIĘ NIE ZMNIEJSZAJĄ, TAK SAMO ILOŚĆ POWIETRZA!!!
To będzie cud jak wyjdę stad żywy. Siedzenie w piwnicy razem z klaustrofobikiem, który nawet normalnie jest trochę… agresywny.
-Zamknij oczy, weź kilka wdechów i pomyśl o czymś miłym.
Rzucił mi wściekłe spojrzenie, ale, o dziwo, posłuchał mnie. No, przynajmniej na razie mam spokój.


~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

-Meteoryt.
-Dinozaury.
-Wyginięcie.
-Apokalipsa.
-KONIEC! TA GRA JEST GŁUPIA, A POZATYM POWIETRZE NAM SIĘ KOŃCZY!!!
Siedzimy tu już może jakieś 15 minut, a ja mam już powoli dosyć. Muszę się zapisać do jakiegoś terapeuty. Sytuacja wygląda następująco: ja siedzę na szafce, a Daniel mi klęczy między nogami. Klęczy, patrzy się (choć trafniejszym określeniem byłoby tu ,,gapi”) na mnie i jak tak dalej pójdzie to uwierzę w to, że tu umrzemy.
-Zastanawiałeś się kiedyś jak umrzesz?
Nie odpowiedziałem, wywróciłem tylko oczami.
-Zawsze myślałem, że umrę we śnie, gdy już będę stary.
Błagam, zamknij się…
-Ale nigdy mi do głowy nie przyszło, że umrę w piwnicy! Ja jeszcze 18 lat nie mam!
Jeszcze jedno słowo i przestanie być miło…
-A jak się okaże, że wybuchła jakaś zaraza? Albo cos takiego jak w ,,REC”? Wtedy już na pewno umrzemy!
Błagam… mogę mu coś zrobić? Np. uderzyć tak mocno, by stracił przytomność?
-Filip, no! Jak możesz się tym nie przejmować?!
Normalnie, a niby jak?
-A jak jakimś cudem ty przeżyjesz, a ja umrę to dopilnujesz bym miał wiśniową tru…
Kurwa. I całą samokontrolę szlag trafił. Ale co ja muszę zrobić, by się zamknął? No co?! Przeanalizujmy wszystko jeszcze raz. Ja siedzę na szafce. Daniel klęczy między moimi nogami. Klęczy, oczy ma pewnie szeroko otwarte, a ja go całuję. I po chwili, z lekkim trudem, przestaję. 
-Zamkniesz się wreszcie, czy nie? Nie umrzemy, w każdym razie nie tutaj, nie teraz!
Ja- całkowicie wkurzony. I on- wyglądający jakby miał za chwilę zemdleć. I proszę bardzo, przynajmniej będzie cisza.
-Filip, kurwa, kocham cię.
Że… że co, proszę?! Powiedział to tak słabym głosem, że gdyby było tu jeszcze parę ludzi, to pewnie, bym nie usłyszał. Ale teraz było to słychać, aż za wyraźnie.
-Możesz to… powtórzyć?
Szybki zryw i chodzenie w kółko. Obserwowałem jak chodzi w tą i z powrotem i próbuje się zebrać do odpowiedzi.
-Kocham cię… tak jak jeszcze nikogo. To trwa od grudnia, może dłużej. Wiem, że to chore, ale to jest silniejsze ode mnie.
Mam wrażenie, że sam zaraz zemdleję. Więc to znaczy, że on… nie był wtedy pijany? Ani naćpany? O Boże, a jednak cuda się zdarzają!
-Podejdź tu.
Stanął tak, że dzielił nas jakiś metr, a na dodatek uciekał ode mnie wzrokiem. Wychyliłem się i położyłem mu ręce na biodrach jednocześnie przyciągając go do siebie.
-Mógłbyś to powiedzieć jeszcze raz? I… nie uciekać tak wzrokiem?
Rety, świat się kończy- Daniel jest czerwony.
-Ja… kocham cię.
Kocham go. Już sam nie wiedziałem co robię. Po prostu podniosłem go do góry, posadziłem na kolanach i lekko cmoknąłem w usta. Pocałowałem go jeszcze raz. Mocniej. Daniel oparł mi ręce na torsie i z ochotą pogłębił pocałunek, a mi wręcz zawirowało przed oczami. Czułem się jak w raju. Zatopiłem ręce w jego długich włosach i próbowałem się nacieszyć tą chwilą, ale i tak wiedziałem, że, nieważne ile tak będziemy siedzieć, i tak będzie za mało. Nagle usłyszałem odgłos otwieranych drzwi. No pięknie, jak nie mama, to ojciec.



06 marca 2013

Rozdział 06.

Ten rozdział dedykujemy A. bo jej komentarz zachęcił nas do pracy. Kolejny pojawi się prawdopodobie jeszcze w tym tygodniu.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~


~*~*~ DANIEL ~*~*~
 
Kiedy wreszcie dostałem kubek w swoje ręce, musiałem zrobić sobie herbatkę. Poszedłem do kuchni zagotować wodę, by po chwili zalać nią torebkę. Obejrzałem kubek z każdej strony i nic nie przeciekało. Z podziwem przyglądałem się pracy Filipa. Mówiłem już, że go kocham? To nic, że go rozwalił, ważne, że naprawił go. Mój kubeczek, oh! Nie wiem czemu, ale teraz podoba mi się bardziej niż wcześniej. Już miałem upić łyk, gdy drzwi wejściowe otworzyły się z trzaskiem
-Siema, skurwiele!
Ja mu dam skurwiele, przez niego prawie znowu rozwaliłem mój skarb! Wychyliłem głowę zza framugi, by sprawdzić co się dzieje. Gdybym nie trzymał w dłoni kubka to pewnie tarzałbym się na ziemi ze śmiechu. Jak widać, rodzice świetnie się bawili. A przynajmniej ojciec, bo matka na zbytnio zadowoloną nie wyglądała. Po jej minie widać było, że nie tylko przy nas walił takie teksty. Nie chcąc jej pomóc w ogarnianiu ojca poszedłem do pokoju Filipa, by nie przechodzić koło nich.

~*~*~ FILIP ~*~*~
 
Słysząc hałasy dochodzące z przedpokoju chciałem zobaczyć o co chodzi. Miałem już rękę na klamce, gdy drzwi same się otworzyły uderzając mnie w twarz. Cofnąłem się, łapiąc za nos.
-Oj, sorry!
-Ja ci dam ,,sorry”
Spiorunowałem Daniela wzrokiem.
-No co? Przecież przeprosiłem,
-Myślisz, że masz jakieś magiczne zdolności, że po zwykłym ,,sorry” mój nos przestanie boleć?
-A nie?
On i jego irytujący uśmieszek. Gdyby mnie teraz nie zdenerwował, to stwierdziłbym, że wygląda nawet uroczo.
-No właśnie nie. A tak w ogóle to co tu robisz? I co się w ogóle stało?
-No, matka i ojciec, kompletnie zalany, wrócili do domu.
-A co to ma wspólnego z twoją obecnością?
Teatralnie przewrócił oczami, to szczyt wszystkiego!
-Jakoś nie mam ochoty pomóc matce w ogarnianiu ojca.
Zbliżył się na niebezpieczną odległość i położył rękę na mojej.
-Bardzo cię boli? Może pocałuję?
Strąciłem jego rękę i usiadłem przy laptopie.
-Jak chcesz.
Oczyma wyobraźni już widziałem ten jego szeroki uśmiech.
-Wiedziałem, że się zgodzisz.
Kątem oka widziałem jak stawia kubek na blacie i obrócił mnie na krześle. Nie zdążyłem jakkolwiek na to zareagować, bo w mgnieniu oka pocałował mnie w nos i tak szybko ja kto zrobił odsunął się, biorąc kubek i siadając na moim łóżku. Spojrzałem tylko na niego i westchnąłem. Nie miałem zamiaru się z nim wykłócać.
-Widzę, że kubek dobrze się sprawuje.
Postanowiłem wrócić do przerwanej wcześniej czynności.
-Lepiej niż dobrze.
-…
-…
Po jakichś 10 minutach nie mogłem wytrzymać tej krępującej ciszy. W jego towarzystwie zawsze byłem jakoś dziwnie spięty. Czułem jego spojrzenie na moich plecach. Postanowiłem mu zaproponować jakiś film, by rozładować napięcie.
-Chcesz coś obejrzeć?
-Jasne.
-Na co miałbyś ochotę?
-E… ty coś wybierz.
-Hm… to może obejrzymy to co wysłał mi Marcel?
-A co ci wysłał?
-,,Ludzka stonoga 2”
-O czym to?
-Nie wiem, nie oglądałem 1.
-Eh, i chcesz oglądać 2 nie wiedząc co jest w 1?
-A czemu nie?
-No dobra…

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
 
Kto wymyślił, żebyśmy leżeli na jednym łóżku, dość blisko siebie i oglądali ten głupi film?! No kto?! No oczywiście ja! A w tym filmie co muszą robić?! No oczywiście muszą sobie robić loda!
-Filip, patrz, ten psychol ich podgląda! Pewnie też ma ochotę! Nie dziwię się, jest obrzydliwy.
Takie komentarze padały średnio co 30 sekund, a ja starałem się je ignorować.
-Filip, patrz, idzie do nich! Wziął pistolet! Pewnie jest zły, że nie dali mu się przyłączyć! Filip…?
Starałem się skupić na filmie, ale z każdym komentarzem to było coraz trudniejsze.

~*~*~ DANIEL ~*~*~
 
By zwrócić jego uwagę, podniosłem się do siadu. Dopiero po jakichś 5 minutach mnie zauważył. Obrócił ku mnie głowę i spojrzał się pytająco.
-Co cię tak wciągnęło? Podoba ci się? Nie wiem jak ty, ale mnie jakiś stary dziad i brzydka dziwka robiąca loda nie podnieca.
Spojrzał się tylko na mnie z politowaniem.
-Oh, pan BiorącyWszystkoNaPoważnie się znalazł.
Nasze twarze dzieliło jakieś 7cm. Nabrałem wielkiej ochoty, by go pocałować. Zacząłem się powoli przysuwać, a kiedy dzieliły nas tylko milimetry rozległo się wołanie mamy.
-Obiad!
Odruchowo odsunęliśmy się od siebie. Kurwa, było już tak blisko, a ona musiała nam przerwać! Ciekawe kiedy jeszcze nadarzy się TAKA okazja?! Wstaliśmy i udaliśmy się do salonu. Rodzice już tam siedzieli. Ojciec wytrzeźwiał, więc jedliśmy w miłej atmosferze.
-Jako, że mnie długo nie było proponuję, byśmy wszyscy razem poszli na kręgle!
-Ale my nie umiemy grać!
-To się nauczycie, proste?
-Ale…
-Bez dyskusji.
Po zjedzeniu obiadu i posprzątaniu, ojciec kazał nam usiąść na sofie i zaczął tłumaczyć zasady.

~*~*~ FILIP ~*~*~
 
Daniel jęczał przez całą drogę.
-Co tak stękasz, jakbyś se walił przy zdjęciu jakiejś cycatej panienki?
-Nie stękam. No ale… Fiiiiliiiiip, powiedz coś.
Mocno przeciągając samogłoski, przybliżył się do mnie i wpatrywał maślanymi oczami.
-No ale co?
-Dupek. Maaaamooooo, zrób coś! Ja już chcę do domu!
Mama też go olała, a ja, chcąc mu zrobić na złość, pochyliłem się nad jego uchem.
-Hm… zachowujesz się jak uke.
-Jak co?
Uśmiechnąłem się.
-Nie ważne.
Spojrzał się na mnie spode łba, skrzyżował ręce na piersi, wysunął dolną wargę i przez resztę drogi już się nie odezwał.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
 
Ojciec ustalił, że ja z Danielem gramy przeciwko nim. Po prostu super… Dwoje maniaków kręgli vs. dwoje amatorów. Jeszcze ojciec, żeby zmniejszyć nasze szanse cały czas rozpraszał Daniela.
-…patrz, Filip, jaka laska!
Daniel spiął się i wypuścił kulę, która spadła mu na nogę i sturlała w stronę rynny. Ojciec oczywiście musiał mu pocisnąć.
-Oh, za ciężka? Może chcesz te lżejsze dla dzieci?
-Nie liczy się!
-Liczy, nie moja wina, że nie umiesz rzucać.
Eh, teraz moja kolej. Zamachnąłem się i straciłem wszystkie za pierwszym razem. Jestem zajebisty.
-To nie fair! Jak ty to robisz?
-Trzeba mieć talent, braciszku. Nie każdy się z nim rodzi.
-Talent? Raczej szczęście. Głupi ma zawsze szczęście.
-I mówi to osoba, która nawet nie potrafi porządnie złapać kuli.
Daniel nie wiedział co na to odpowiedzieć, wiec tylko prychnął i odwrócił się obrażony.

~*~*~ DANIEL ~*~*~
 
Nie potrafię porządnie złapać kuli? JA nie potrafię porządnie złapać kuli?! A niby jak mam ją złapać?! No przecież ją trzymam! Spojrzałem na wyniki nasze i rodziców, i wtedy uświadomiłem sobie jak bardzo jesteśmy w tyle. Żeby nie dopuścić do przegranej, złapałem Filipa za rękę i pociągnąłem w miejsce jak najbardziej oddalone od rodziców, by się naradzić.
-Widziałeś nasze wyniki?! Jesteśmy daleko w tyle! Jeśli przegramy, to ojciec nie da mi spokoju do końca swojego pobytu!
Filip spojrzał się na mnie jak na głupka.
-A myślisz, że przez kogo przegrywamy?
Chciałem mu rzucić jakąś ripostę. Już otwierałem usta, gdy spostrzegłem tego blondyna z rana. Długo się zastanawiałem, czy to na pewno on, bo teraz wyglądał zupełnie niewinnie. Blond włosy i zielone oczy przywodziły na myśl aniołka. Nie mam pojęcia jak coś tak uroczego i wyglądającego jak baba może zamienić się w taką bestię jaką był rano. Wtedy jego oczy mówiły ,,zabić, zniszczyć, pozbyć się”, a teraz wydawał się być smutny. Nagle nasze spojrzenia się spotkały. Blondyn zmarszczył brwi i zaczął mi się przyglądać. Kiedy sobie przypomniał, gdzie mnie widział, stwierdziłem, że, gdyby to było możliwe, to teraz z jego oczu strzelałyby iskry.